A ja chciałbym trochę z innej beczki dodać do tych wszystkich przemyśleń o których temat jest, mianowicie: ostatnio nie robię zdjęć. Sprawa jest o tyle dziwna, że lubię je robić, wręcz uwielbiam! Ale problem polega na tym, że nie mogę znaleźć niczego do fotografowania poza wyjazdami na wakacje czy weekendy :( W przeciętny dzień przeciętnego miesiąca albo pracuję, uczę się, widzę się z kobietą i nie mam czasu na zdjęcia

A jeśli już łaskawie los da mi chwilę wolnego to nie potrafię znaleźć nic do sfotografowania. Dopadł mnie taki marazm fotograficzny, że to szok. Ba, nawet mam chęć kupować coraz to nowsze obiektywy, sprzęt, filmy, tylko żeby na końcu powiedzieć sobie "ale kiedy ja tego użyję?"

Żeby uzmysłowić wam o co mi chodzi powiem tak: Na mojej z aparatami półce leży śliczny olympus om1n, z velvią 50 w środku, zatrzymał się na 14 klatce filmu założonego w lutym 2009 roku. W magazynku hasselblada mam jeszcze zdjęcia z wakacji 2009! I dopiero 9 klatek. I jeszcze sobie jak głupi tłumaczę "będę robił hasiem więcej jak kupię 50mm bo teraz mi się mało mieści w kadrze i blablablabla..." - ale chyba sam siebie okłamuję, całe życie robiłem stałkami i nagle zaczęło mi to przeszkadzać? eh. Czasem tłumaczę sobie to wszystko tym, że to urok samej żelatynki. Tak musi być.
No szczerze wam powiem koledzy, smutno mi się robi na samą myśl.
A co z moją ciemnią? Mam calutki sprzęt, chemia już pewnie straciła ważność, powiększalnik kurzy się w szafie, nie mam go gdzie rozłożyć. No po prostu dopadł mnie fotograficzny dołek.