Dziś mi Stary opowiadał, że dawniej jak ktoś nie dostał się na porządne lub wymarzone studia szedł na WSN [później WSP]
lub jeszcze gorzej na SN (Studium Nauczycielskie > 1954–1975 )

Moderatorzy: rbit9n, Jerzy, zladygin, Michał Kowalski
Dziś mi Stary opowiadał, że dawniej jak ktoś nie dostał się na porządne lub wymarzone studia szedł na WSN [później WSP]
Jest w tym sporo prawdy. Obecnie nauczyciel to najczęściej nieudacznik (bez obrazy) podobny do tego z "Dnia Świra".
Na dodatek są co niektórzy wielce przemądrzali niczym większość lekarzy, szczególnie tu na Prowincji - i hulają po małorolnych - jedną Panią musiałem naprostować, aż musiała wycofać się z wychowawstwa - no na szczęście dyrektorka jest Normalna i koleguje się z mą Żoną
dobre, ale bardzo nieprawdziwe - szczególnie w wypadku mojego pokolenia
ha, ha, ha.
Jest takie powiedzenie.
Można.
A niby na jakiej podstawie dobiera? Do takiej Akademii Krakowskiej w XV trafiali bardzo różni ludzie. I wybitni i bogate miernoty. Zupełnie jak teraz. Mistrz pracuje z grupą bardzo przypadkową, ale z grupy zawsze potrafi wyłowić diament do oszlifowania.
Albo jak ten Wróbel (chyba tak się nazywa?) z TVN - do dodatkowych zajęć - a zresztą jak dobry nauczyciel to dobrze zarobi - Wróbel jest dyrektorem w prywatnym liceum, a koleżanka posyła dzieci w Krakowie do prywatnej podstawówki i tam nauczyciele zarabiają powyżej średniej - no ale pracują też lepiej - ostatnio sobie porównywaliśmy sposoby nauczania online - no i jest przepaść między tą prywatną, a tą powszechną do której ma Córka uczęszcza - w państwowej im się nie chce - potrafią tylko dzieciom lekcje zadawać i tak jest prawie wszędzie - to ja się pytam za co im płacić?
Jak to było? "Mistrza poznaje się po uczniach." Albo mistrz, albo mentor miernot - tego się połączyć nie da. Dziś oczywiście takie pojęcie mistrza można zastosować do promotora w świecie akademickim, można, a nie należy, bo raczej na nielicznych uczelniach i wydziałach, i tylko w stosunku do wybranych. O naszej, polskiej rzeczywistości mowa.