Niedługo (bardzo) wyjeżdżam na dalszą wycieczkę, gdzie nie będę miał za bardzo możliwości zabrania się z pełnym sprzętem. Tzn zabieram (ech...) cyfrę z minimum szkieł jako "konia roboczego" i chciałbym też jakiegoś malutkiego analoga żeby mieć go pod ręką.
Jako że będę dużo się poruszał musi to być coś malutkiego. Poza tym chciałbym żeby mieściło mi się np. w kieszeni bluzy albo wojskowych spodni (chociaż tam to wiele by się zmieściło

No i oczywiście ostatni problem - pieniądze. Mam wyjątkowo ograniczone fundusze. Zwłaszcza, że ten aparat pewnie byłby używany bardzo sporadycznie, właśnie przy okazji takich wyjazdów.
Przeglądając znany portal aukcyjny wpadły mi w oko maleństwa takie, jak:
Olympus AF-1 Super
Olympus AM-100
Yashica Auto Focus Motor II Quartz
no i jedyna w pełni mechaniczna w tym towarzystwie, a dodana tu przez mój wyjątkowy sentyment dla tego modelu:
Lomo Smena Symbol
Co byście człowiekowi doradzili?
Lomo Smena Symbol ma swoją mocną stronę w tym, że nie potrzebuje żadnych baterii. Z drugiej strony światłomierza ani nic "idiotoodpornego" również nie posiada.
Olek AM-100 jest zasilany dwoma AAA, Jaśka dwoma AA.
AF-1 niestety działa na magiczną paczuszkę CR-P2.
Optycznie chyba nie ma między nimi szczególnej różnicy (może poza Lomo), chociaż nie znalazłem nigdzie szczególnie precyzyjnych testów...
To wszystko starocie, Yashica to wgl początki AF, co mnie trochę napełnia obawami.
Smena, to oczywiście ruska produkcja, więc wiadomo, że Leica to nie jest. Ale mimo wszystko miałem kiedyś taką i miałem z nią całkiem fajną zabawę. I nawet całkiem ostre zdjęcia.

Chwilowo przychylam się do Olympusa, ale nie mogę się zdecydować który z nich byłby lepszy.
AF-1 jest nowszy, ale wiem, że to nie zawsze znaczy lepszy.
Osobiście marzył bym oczywiście o XA, ale to niestety poza moim zasięgiem finansowo na tę chwilę.