W czasach, których Twoja książka dotyczy, bardzo dużo prac wykonywało się na LF. Negatywy przy tym były na szkle. Trochę też inna była technologia produkcji: niektóre materiały nie miały warstwy ochronnej, były słabiej zgarbowane - weź jako przykład materiały Efke/Adox. To ułatwiało retusz zarówno mechaniczny, o którym piszesz wyżej, jak i retusz optyczny za pomocą pędzelka, tuszu lub farbki. Jeszcze ja w 1984 r. miałem w szkole większość prac na LF (Mentor Panorama 18x24 z ewentualnymi wkładkami redukcyjnymi), tylko kolor na szerokich i małym obrazku. Miałem także retusz negatywu, szparowanie tła do fotografii przedmiotowej za pomocą czerwonej farby - to teraz na "fotoszopie" załatwia się szybko i przyjemnie. Retusz negatywu 10x15 i większego to już inna bajka. Taki negatyw można traktować pastami, proszkiem pumeksowym, matoleiną i to ma szansę się udać... bo z LF robi się odbitki stykowe, albo powiększenia 2 - 4x.
Retusz pozytywów jest oczywiście możliwy, tyle, że wszelkie ścieranie emulsji skutkuje koniecznością wykonania reprodukcji i ponownego kopiowania na pozytyw. To bardzo pracochłonne i trudne, co tu dużo mówić. Nie bez kozery pierwsze 30 stron Twojej książeczki poświęcone jest temu, jak zachować czystość negatywów, jak walczyć z kurzem i uszkodzeniami. Retusz to ostateczność, kiedy już inne sposoby uzyskania prawidłowego obrazu zawiodą.
Dodam jeszcze, że nie każdy fotograf musiał być dobry w retuszu. Retuszer to był osobny zawód. W renomowanych zakładach fotograficznych był specjalny etat dla retuszera. Podobnie większość artystów-fotografów miało swoich mistrzów retuszu. Retuszer nie musiał umieć fotografować
[ Dodano: Pon 20 Paź, 2014 ]
Jasiek Matacz pisze: jakiś z tych sposobów ma szanse się powieść przy pozytywie?
Żaden. Zauważ, że w skład tych preparatów wchodzą "tłustości", które pozostawią na papierze tłuste plamy. Chyba, że wypłukałbyś potem powiększenia w benzynie ekstrakcyjnej, o ile wszystkie z tych "tłustości" rozpuszczają się w niej.