Nie ma to może za bardzo praktycznego znaczenia, ale tak trochę dla fotograficznej potomności. Jakby ktoś kiedyś szukał, jak działa światłomierz optyczny, łatwiejszy chyba do znalezienia jako extinction meter po angielsku, to będzie sobie mógł przeczytać. Bo to naprawdę mierzy i robi to zupełnie przyzwoicie.
Jest tak. To działa prawie jak zwyczajny, wskazówkowy Leningrad, albo inny Weimar Lux. Aczkolwiek na pomiar punktowy to bym nie liczył. W takim światłomierzu jest klin szarych filtrów przez które wpadające światło podświetla... no, ogólnie rzecz biorąc znaczki.
Tu mam dwa różne, na dolnym są po prostu liczby, na górnym przysłony. Interesuje nas ostatnia, którą jeszcze widać. Czyli w jednym przypadku "4", w drugim przypadku "11". Jak się dobrze przyjrzeć i trochę sobie wyobrazić, to widać jeszcze "3" i "16", ale tego właśnie nie robimy. Nic na siłę.
Jak mamy odczytane to wskazanie, to przenosimy je do kalkulatora.
W dolnym przypadku do "4" przypasowany jest trójkącik, a po prawej stronie układają się nam już pary przysłona - czas. A, no jeszcze gdzieś trzeba było ustawić światłoczułość - to załatwia przesunięcie skali z numerkami na tych dwóch śrubkach wyżej lub niżej, światłoczułości to te dziwacznie wyglądające liczby w kratkach na samym brzegu.
Teraz górny przypadek. Tam na najbardziej wewnętrznym pierścieniu jest pięć czarnych pól, trochę słabo widać, ale na nich są zaznaczone czułości już prawie współczesne. Odpowiednią z nich wyrównujemy po promieniu z odczytanym "11" i znowu mamy gotowe pary przysłona - czas.
Tylko że pierścienie z czasami są trzy różne i co z tym teraz zrobić? Ano, bo to są trzy zakresy pracy światłomierza, zależne od określonych na oko warunków. Ten dolny światłomierz też ma te trzy zakresy, wybiera się je wybierając jeden z tych trzech znaczników, z których w przykładzie użyty jest trójkącik, ale jest jeszcze krzyżyk i kółko. Te zakresy to pełne słońce (kółko - słoneczko), pochmurno (krzyżyk - po prostu krzyżyk) i wnętrze (trójkącik - daszek). Na tym rosyjskim światłomierzu są po prostu podpisane, tylko że rosyjskim alfabetem, więc w sumie nie tak znowu po prostu, a przynajmniej nie dla każdego. No ale po rozkładzie czasów można poznać, który na słońce, a który na zachmurzenie.
Wybranie zakresu nie jest specjalnie skomplikowane, nawet decyzje, od którego momentu kończy się pełne słońce i zaczyna zachmurzenie raczej się udają, zwłaszcza jak się ma po prostu trochę wyrobionego wyczucia. Natomiast istotna jest inna rzecz. Mianowicie musimy być w możliwie zbliżonych warunkach oświetlenia, co fotografowany obiekt. To znaczy - jeżeli siedzimy w piwnicy i mierzymy podwórko, to prawdopodobnie pomiar nie wyjdzie prawidłowo, bo w ciemnym pomieszczeniu podświetlona dziennym światłem skala będzie zbyt dobrze widoczna. Analogicznie na odwrót, jeżeli stojąc na ulicy będziemy chcieli zmierzyć jakąś bramę to pewnie będzie widać mniej, niż powinno.
Ale jest inny rodzaj światłomierza optycznego, który sobie z tym radzi. Taki, o, Justophot. Trochę jakby kalejdoskop, tylko nie ma w nim kolorowych wzorków, a jeden tylko symbol w czarnej dziurze, w którą zaglądamy:
No, tak dokładniej to nie jeden, tylko cztery, bo on ma cztery zakresy. 1/5, 1/25, 8" i 2'. Czasy naświetleń w tym przypadku. Zasada działania jest taka sama, te znaczniki są każdy na swoim szarym filtrze, jeżeli jest za ciemno, to zbyt krótkich czasów nie będzie widać. Tylko jak odczytać wskazanie? Otóż to urządzenie ma przysłonę. Otwieramy ją całkowicie, wybieramy pierwszy zakres, na którym widzimy jakiś znacznik (czyli opuszczamy krótsze czasy, jeżeli jest zbyt ciemno, a nie dochodzimy do dłuższych, jeżeli jest wystarczająco jasno). Potem zamykamy przysłonę do końca, znacznik powinien zniknąć. Pomału otwieramy z powrotem, aż zaczynamy go z powrotem widzieć i to otwarcie przysłony to jest nasz pomiar.
Kalkulator, niestety, jest dramatycznie zaśniedziały i musiałem go ratować flamastrem, ale zasada działania jest taka, jak zwykle - wskaźnik na pierścieniu kręcącym przysłoną pokazuje jej wartość (na zdjęciu to 9). Z tą wartością wyrównuje się czas z wybranego zakresu (1/5). I to by było na tyle, pod warunkiem, że fotografujemy na domyślnej czułości Justophota. Tylko że to jest 18 stopni Scheinera, cokolwiek by to na razie nie znaczyło. Dlatego mamy jeszcze trzeci pierścień, tam się tę domyślną wartość wyrównuje z wybraną parą przysłona - czas, a potem patrzy, gdzie czas pasuje do faktycznej czułości i tamten czas przesuwa w miejsce "zakresowego". Trochę, powiedzmy, nie do końca wygodne, ale działa. Przy okazji - ten światłomierz miał przygotowane przeliczniki dla trzech gęstości filtrów, naświetleń kinowych i skrobiowych slajdów Autochrome.
Przy drugiej okazji - mamy tu całą wystawkę różnych światłoczułości. Światłomierz Lumy ma stare oznaczenia DIN, jeszcze zapisywane z dzieleniem przez 10 (za to bez znaczka stopnia), oraz (i to chyba jako główniejsze, bo są wyraźniejsze) stopnie Scheinera - w wersji europejskiej. 29 stopni (prawdopodobnie) Scheinera to 21/10 stopnia DIN, od dawna zapisywane jako 21 DIN, czyli 100 ASA. Radziecki światłomierz jest wyskalowany po radziecku, w GOST-ach, tych starych, więc ma dla takiej czułości 90 GOST. A Justophot, chociaż austriacki, jest wyskalowany w stopniach Scheinera amerykańskich, co daje 25 stopni Scheinera na 100 ASA. Co oznacza przy okazji, że domyślną czułością Justophota jest jakieś 14 DIN, czyli kilkanaście ASA.
Mierzenie światłomierzem optycznym
Moderatorzy: rbit9n, Jerzy, zladygin, Michał Kowalski
Mierzenie światłomierzem optycznym
Fajny jest optyczny światłomierz Bewi:
Niesamowite, że kiedyś po robiono po prostu polską wersję językową...
Niesamowite, że kiedyś po robiono po prostu polską wersję językową...