To, bez urazy, frazes powtarzany często. Prawda jest taka, że tylko w gospodarce socjalistycznej nie rządził księgowy. W gospodarce wolnorynkowej rządzi rachunek zysków i strat. A jak nie, to kończy się to Chapter 11 albo jak to tam się w różnych krajach nazywa
Bo to nie jest takie do końca czarno-białe. Chodzi o pewien balans, który był zachowywany aż do późnych lat 90tych - tak sterowano produkcją oraz wprowadzaniem produktów na rynek, aby były one z jednej strony innowacyjne i zaawansowane technologicznie o adekwatnej jakości, a z drugiej strony przynosiły zyski właścicielom. Ten słusznie przez Ciebie nazwany frazes oznacza, że kwestie jakościowe oraz technologiczne stały się znacząco mniej istotne niż kwestie finansowe. Dzisiaj jest nie do pomyślenia, żeby firma wypuściła produkt o bardzo niskiej zyskowności, ale jednocześnie na tyle zaawansowany, że stanowiłby demonstrację potencjału technologicznego producenta, a w latach 80tych czy 90tych takie przypadki miały miejsce i to dosyć często. Czy dzisiaj jest w ogóle możliwe, aby samochód mógł przejechać pół miliona kilometrów? A taki Mercedes W124 jak najbardziej. Czy widziałeś gdzieś jakikolwiek sprzęt AGD wyprodukowany po 2010 roku, który by jeszcze działał? A u rodziców stoi sprzęt kupiony w 1994 roku i wszystko działa bezawaryjnie. Weź rozkręć dowolny komponent audio z lat 90tych i taki współczesny - zobacz jak wyglądała sekcja zasilania, wzmocnienia, konwersji sygnału, a jak wygląda dzisiaj. To jest właśnie efekt tych "rządów księgowych".
---------------------------
501C + Distagon 50/4 FLE + Planar 80/2.8 CF
Sinar P + Super Angulon 90/5.6 + Symmar-S 150/5.6
flickr.com/kal800
kal800 pisze: ↑21 lis 2023, 18:24
To jest właśnie efekt tych "rządów księgowych".
Po części jest to też efekt rozwoju inżynierii materiałowej i mocy obliczeniowej komputerów, na których puszcza się metodę elementów skończonych. Dawniej nie można było ryzykować zbyt słabych konstrukcji, bo nie było wystarczającej pewności, że wytrzymają przez gwarancję. Teraz już można to wystarczająco dokładnie policzyć.
kal800 pisze: ↑21 lis 2023, 18:24
Chodzi o pewien balans, który był zachowywany aż do późnych lat 90tych - tak sterowano produkcją oraz wprowadzaniem produktów na rynek, aby były one z jednej strony innowacyjne i zaawansowane technologicznie o adekwatnej jakości, a z drugiej strony przynosiły zyski właścicielom.
To zupełnie inna kwestia. Zawsze chodzi o zysk. Nikt nie produkuje by uszczęśliwić konsumenta. On ma przynieść przychód kupując to co mu się coraz częściej wciska, a nie oferuje
PPaweł pisze: ↑21 lis 2023, 18:27
Po części jest to też efekt rozwoju inżynierii materiałowej i mocy obliczeniowej komputerów, na których puszcza się metodę elementów skończonych. Dawniej nie można było ryzykować zbyt słabych konstrukcji, bo nie było wystarczającej pewności, że wytrzymają przez gwarancję. Teraz już można to wystarczająco dokładnie policzyć.
Do tego, trzeba dodać owczy pęd konsumentów (jeżeli rozmawiamy o produkcie masowym), by wymieniań na "nowe". Kolejny owczy pęd "musi być tanie". I koło się zamyka.
M7 + 4,5/50 + 4/80 + 4,5/150
"Mędrzec uczy się nawet od głupca, głupiec nie uczy się wcale"
Krótkofalowcy potwierdzą, że polskie lampy nadawcze (teoretycznie ten sam model) były mniej szanowane od rosyjskich. Tam po prostu nie chrzanili się w tanie, cienkie powłoki i oszczędności na metalach szlachetnych. Zresztą wystarczy spojrzeć na ruskie styki w przełącznikach w wojskowym sprzęcie. Nawiasem mówiąc, za posiadanie takiej lampki nadawczej GU-50 w stanie wojennym można było trafić na odpoczynek do specjalizowanego ośrodka. Podobnie na ruskiej granicy ichni celnicy poszukiwali przemycanych, małych kopiarek. Mój kuzyn wiózł pociągiem do Odessy takie małe cudo z napisem Canon w torbie (miał tam umówionego odbiorcę). Na pytanie ruskiej celniczki: "Czto eto?" odpowiedział pewnym głosem: "Powiększalnik fotograficzny". I ona się nie mogła nadziwić, że na zgniłym zachodzie takie malutkie te powiększalniki robią