BW pisze: ↑14 maja 2020, 00:47
I druga rzecz - dla mnie ten film ma za duży kontrast dlatego też go wywołuję w d76 1+3
Wywołaj go według mojej propozycji to dopiero zobaczysz.
BW pisze: ↑14 maja 2020, 00:47
ale jej nie próbowałem bo nie lubię tego wywoływacza,
Trudno winić wywoływacz za film.
BW pisze: ↑14 maja 2020, 00:47
orwo np55 który jednak nie nadawał się do większego powiększenia z powodu obrzydliwego, dużego ziarna
Niemożliwe. Coś musiałeś sknocić z wywoływaniem. R-09 daje co prawda większe ziarno, ale "kasza"? Bez przesady...
Imperitus pisze: ↑14 maja 2020, 01:36
To jest wykonalne, po uprzednim znieczuleniu filmu zielenią pinakryptolową
Nie tylko. Można zaopatrzyć się w ciemno zieloną żarówkę - specjalnie do celów fotograficznych lub założyć do lampy ciemniowej starego typu odpowiedni filtr zielony. Lampę kieruje się na ścianę ciemni pozostawiając niewielką szparkę, przez którą światło wydostaje się po odbiciu od ściany. Mimo, że w koreksie, to wywoływanie przeprowadza się w ciemności (dlatego wspominam o ścianie ciemni). Chodzi o to, by wzrok miał czas przyzwyczaić się do takiego światła i by cokolwiek widzieć. Jeśli po 3-4 minutach dalej nic nie widzimy, należy powiększyć odległość lampy od ściany. Ma nie być jasno, ale powinniśmy rozróżniać przedmioty, widzieć własne ręce i potrafiś odróżnić co jest białe, co "mniej białe". Po upływie 3/4 czasy wywoływania możemy otworzyć koreks i podejrzeć film. Cały "wic" polega na tym, że oceny nie dokonuje się patrząc na stronę emulsyjną filmu ale na stronę podłożową. Jeśli wywołanie jest niedostateczne, to pomimo tego, że obraz widać po stronie emulsyjnej, strona podłożowa jest biała, a najwyżej zaczynają się na niej pojawiać najciemniejsze miejsca obrazu. To w dalszym ciągu jest za krótko. Obraz można uznać za wywołany "w miarę poprawnie" jeśli ukaże się po stronie podłoża, czyli "przejdzie na drugą stronę". Podglądania nie należy prowadzić zbyt długo i zbyt często, bo nie wiadomo czy nie powstanie zadymienie - nie ma metody pomiaru jakie natężenie światła ochronnego jest jeszcze bezpieczne dla filmu a jakie już może zaświetlić. Robi się to "na czuja". Ale to się sprawdza. Kiedyś metoda ta była stosowana powszechnie w laboratoriach obrabiających materiały reporterskie: jeden używał światłomierza, inny się nim brzydził i filmy były naświetlane od sasa do lasa, a zdjęcia wyjść musiały. Jak nie wyszły to nie reporter dostawał reprymendę, ale laborant żółtą kartkę. Po drugiej żółtej kartce spadał na etat gońca.