Temat stary, sam go wywołałem, odzewu nie ma, podobnie zresztą jak i w tym wątku:
post109293.html
No i sam sobie odpowiem. Kupiłem 12 szt. 4x5 już dość dawno, przeleżało toto, przeczekując cierpliwie zarówno mój brak czasu jak i czas ważności (niewiele, data produkcji to 16 czerwca 2016, ważność dwa lata). Od początku myślałem o wykorzystaniu nie jako negatyw, ale jako materiał pozytywowy - do stykówek. Od czasu, gdy go posiadłem pojawiło się nieco więcej informacji od producenta, a przede wszystkim to:
http://filmwashi.com/datasheet/W25_en.pdf
Materiał jak piszę bardzo kontrastowy, więc wybrałem negatywy poprawne, ale niezbyt kontrastowe. Ustalenie czasu naświetlania poszło dość szybko, sposób standardowy, szczegółów nie podam, bo i tak każdy ma inne warunki do robienia stykówek. Zaznaczę tylko, że mimo "na oko" podobnych negatywów prawidłowy czas naświetlania wyszedł mi w zależności od zdjęcia od 12 do 48 sek. Wybrałem R09 1+50, czas 4 min - wzięty z przytoczonego materiału. Żadnych doświetleń, czy przysłaniania, aha - zgodnie z zaleceniem filtr nr 3.
Obróbka przy czerwonym świetle, nic nie kombinowałem, mam trochę ciemno, z dość wymagającym oświetleniem bezpiecznym dla papierem fomy nigdy nie miałem problemu. Po nabraniu wprawy wszystko przebiegało sprawnie: wywoływanie 4 min, przerywacz kilkanaście sekund, utrwalanie do 3 min. W materiale zalecają moczenie wstępne, ale nie stosowałem. Płukanie - niesprecyzowane, ale co najmniej pół godziny, co wynikało z przebiegu prac. Po włożeniu do pierwszej kąpieli papier robi się "lejący", taka bibułka, ale wytrzymała zarówno mechanicznie, jak i na moczenie, nie skleja się, w kolejnych kąpielach bez problemu się prostuje.
Tu uwaga: papier ma pokrycie dwustronne: z jednej strony emulsja, z drugie pokrycie zapobiegające skręcaniu się. Do rozróżnienia po ciemku, warstwa emulsyjna jest bardziej szorstka, a ta przeciwna po namoczeniu robi się jakby klejąca.
Zdjęcia ładne, czerń nasycona, światła wyrobione. Jest OK, choć w stanie mokrym papier mocno prześwituje, a zdjęcie nabiera odcienia... kuwety.
Schody zaczynają się dopiero później: suszenie na wolnym powietrzu powoduje, że papier jest nieregularnie pomarszczony, jak zamoczona kalka. Wkładanie do książki nic nie daje. Suszyłem na szkle, obrazem do góry. Przykrywałem ręcznikiem papierowym i wałkiem odciskałem. Po wysuszeniu odbitka pozostawała przyklejona do szkła, ale przy delikatnym podważeniu rogu dawała się oderwać. Podejrzewałem, że warstwa "antyskręceniowa" jest z żelatyny. Udało się oderwać trzy odbitki, przy kolejnych zaczął się problem: papier był przyklejony na amen, rozdzielał się, zdjęciu groziło zniszczenie. Namoczyłem szybki, zdjęcia odeszły, znalazłem się w punkcie wyjścia. Podejrzewałem, że szkło było niezbyt czyste. Wymyłem więc szybki w ludwiku i nakleiłem obrazem na dół (strona z emulsją jest mniej klejąca). Po chwili przestraszony odmoczyłem zdjęcia ponownie aby przykleić jak pierwotnie. Tym razem do płukania wziąłem ciepłą wodę, jakieś 35-40 stopni. Wrzuciłem pierwsze zdjęcie, wyjąłem i... obrazu nie było - rozpłynął się w wodzie szarą mgłą. A więc i strona emulsyjna jest na niezgarbowanej żelatynie

Teraz dwa uratowane zdjęcia schną jak te pierwsze, a trzecią szybkę posmarowałem masłem.
Wygląda to tak: