Wkurzają mnie domorośli jak i akademiccy językoznawcy chcący na siłę poprawiać potoczny czyli naturalny [prawdziwy?] język, 
nawet dwa największe autorytety w rzeczonej dziedzinie  - jeden z brodą, drugi bez - mają to tego bardziej wyluzowany
 (dla purystów 
wyrozumiały) stosunek.
To takie silenie się nie wiem na co, ale wychodzi mi że na przemądrzałość 
 
Duperelowate didaskalia i tyle 

 <*
Obecnie** 
dedykowany, dedykowane to głównie akcesorium przeznaczone do określonej konkretnie rzeczy.
I jak mantrę powtórzę: nadrzędną cechą języka jest komunikatywność, a reszta to ^* oraz akademicka sztuka jak fotografia analogowa, 
jak poezja i beletrystyka, która to też od dawna ma gdzieś sztuczną poprawność.
** używany język żyje [odwrotnie do 
języków martwych] - a więc ewoluuje, zmienia się, nie jest stały, 
płynie jak rzeka, jak życie, jak człowiek...  no 
