Spóźniłem się z doradztwem... Kiedyś dużo fotografowalem P-sixami. To kapryśny sprzęt. Mówią, że przyzwyczaja się do jednej ręki i w drugiej już nie będzie tak pracował. To, oczywiście, zabobon, ale...
P-six nie lubi gwałtownego szarpania za dźwignię naciągu ani tym bardziej puszczania jej swobodnie po naciągnięciu filmu i migawki. Przy zbyt energicznym ruchu naciagania prawie zawsze nakłada klatki. On potrzebuje dosyć powolnego, lecz zdecydowanego (płynnego) ruchy dźwignią i podtrzymania dźwigni w jej ruchu powrotnym. Wtedy nawet egzemplarz nakładający klatki przestaje nakładać.
Ważne jest, by przed założeniem filmu delikatnie obrócić ten chromowany wałeczek za okienkiem formatowym (w prawo) aż do wyczuwalnego oporu, jakby do pewnego progu. To ten wałeczek jest odpowiedzialny za prawidłowe odmierzanie odstępów międzyklatkowych. Taki aparat miałem i takie objawy zaobserwowałem.
P-six musi być regularnie używany. Jeśli nie jest używany "rozchodzą mu się czasy". Raz w miesiącu trzeba przez niego przepuścić przynajmniej 1 lub 2 ćwiczebne filmy. Trzeba mieć jakieś stare, które można zwijać i rozwijać, których nie będzie się wywoływało, a służyć będą tylko do rozruszania mechanizmów.
Jest wrażliwy na wszelkie upadki, wstrząsy itp. Używałem w pracy p-sixa, który kolega upuścił. Niby nie miał żadnych śladów upadku, niby działał, ale pomieszały mu się czasy. Poszedł do naprawy, czasy ustawili, ale po powrocie dalej nie były to czasy rzeczywiste. Poszedł do naprawy drugi raz i wtedy stwierdzili jakieś pęknięcie płytki z mechanizmem nastawu czasów. Wymienili, ale to już nie był ten sam aparat - stał się humorzasty jak stara panna. W końcu poszedł do kasacji.
Kiedy chciałem dla siebie kupić aparat 6x6 z początku szukałem właśnie P-sixa. Ale cenowo nie były dla mnie dostępne, nawet takie z zakładowego demobilu. Kupiłem więc na bazarku od "turystów" ze wschodu K-60. Sklepowo zapakowany zestaw, nówka sztuka nie śmigana. Trochę trudno było mi się przyzwyczaić do jego gabarytów. Sporo większy niż P-six. Ale migawka to inna konstrukcja niż tej "zemsty Honeckera". Dopóki używałem filmów Fotonu i radzieckich wszystko było w porządku z klatkami. Kiedy zacząłem używać Fomy, Kodaków i innych Rolleiów zaczęło się nakładanie klatek. Rzecz w tym, że one fabrycznie były ustawiane na grubszy papier ochronny. Początkowo zaradziłem temu dodając około 7 centymetrowy odcinek dodatkowego papieru od wykorzystanego filmu, który zakładałem na szpulkę przyjmującą razem z papierem z zakładanego nowego filmu. Powodowało to jakby pogrubienie szpulki odbiorczej i znowu byłu właściwe odstępu. Później doczytałem jak można to doregulować mechanicznie (pod górną pokrywą jest krzywka), tak zrobiłem i teraz nie muszę kombinować z papierkami.
I tak już od 1993 roku działa nie sprawiając żadnych problemów. Jedynym problemem było jak wypadło szkiełko z okienka licznika klatek. Podstawiło się pod zębatki przekładni naciągu i musiałem znowu zdejmować pokrywę. Całe szczęście, że nie ciągnąłem za wajchę na siłę, bo wtedy coś by się urwało - to był spory kawałek twardego plastiku. Problem jest jedynie z obiektywem przy fotografowaniu z odległości mniejszych niż 1 metr. Polega on na tym, że tubus z członem optycznym wysuwa się odsłaniając szczelinę dźwigni przymykania przysłony. Może wtedy wpadać boczne światło i powodować jakieś smugi na filmie podczas pracy migawki. Biometary nie miały tej wady. Vołna to poza tym bardzo dobry obiektyw. Zauważyłem, że działa podobnie do Jupitera 9: w zakresie przysłon 2,8-4 daje obraz ostry, ale z ciekawą leciutką poświatą, jakby delikatnie rozwiany (mnie się to bardzo podoba). Dalej, od 5,6 jest już ostry i kontrastowy.
Podobno sprzedawano na bazarkach aparaty składaki. Pracownicy zakładu Arsenał wynosili z zakładu części, a których w domu składali całe aparaty na handel do Polski. Podobno można je rozpoznać albo po braku numerów, albo po niezgodności numerów na pokrywie z numerami wewnętrznych istotnych części (w serwisie od razu to rozpoznają). To jeszcze pół biedy. Najgorzej jest, gdy trafi się egzemplarz składany z kilku starych aparatów w nowej obudowie, bo i tak bywało (sprawdzałem mojego - numery się zgadzają).
Nie wiem co Ci, Kolego doradzić. Zarówno P-sixa jak i K-60 nowego nie trafisz. Wszystko używane. Są niby Araxy (to samo co K-60) na rynek Niemiecki, ale niewiele tego było i kosztowało drogo. Była Exakta 66 - czyli P-six w nowej obudowie, ale tego puścili jeszcze mniej i w nadzwyczaj niemoralnej cenie. Myślę jednak, że łatwiej będzie znaleźć mało jeżdżonego K-60 niż P-sixa o podobnym przebiegu. Z tej prostej przyczyny, że K-60 nie pracowały w zakładach fotograficznych. Te zakładowe najczęściej zbudowały dom fotografa, wykształciły jego dzieci i nie mają zamiaru dalej pracować. K-60 były tylko w rękach amatorów i nie powinny być aż tak wyeksploatowane. Teoretycznie

Pod żadnym pozorem nie bierz do ręki K-80, Z-80 ani tym bardziej Saluta-S. To jest dopiero gangrena. Pomylisz kolejność operacji przy obsłudze i serwis.
Mi się udało kupić aparat nowy i w miarę dobry. Ale to było 25 lat temu... Ogólnie K-60 ma jaśniejszą matówkę (z rastrem i klinem!), lepszy pryzmat i ustawienie ostrości to czysta przyjemność. W P-six to była mordęga.
Poniżej kilka linków:
http://kievaholic.com/kiev60kalibration.html
http://www.pentaconsix.com/16prak6.htm
http://www.baierfoto.de/Transport.html