m6nj pisze:Sam zauważam rosnący wciąż stereotyp "paparazzi" lub "reportera" który w oczach ludzi za wszelką cenę chce ich oczernić albo udowodnić im jacy to oni nieuczciwi lub brzydcy..
Myślę, że to tkwi w ich podświadomości. Można roztrząsać, z czego to wynika (mam nawet pewną na ten temat teorię), ale w gruncie rzeczy ludzie wiedzą jacy są naprawdę i obawiają się, że fotografia może ukazać ich skrzętnie skrywane oblicze.
Używanie tele i fotografowanie z "zasadzki" też nie ma sensu. Co zrobisz z tymi zdjęciami bez zgody fotografowanego? Najwyżej powiesisz sobie w domu, a to marna zachęta do szukania tematów.
Skłaniam się coraz bardziej do takiego fotografowania jak widziałeś w filmie z T. Rolke. Wychodzę z aparatem, nie mam konkretnego planu, nie mam ustalonej marszruty, ale wiem, że będę fotografował ludzi. Lubię rozmawiać, myślę, że dosyć łatwo nawiązuję kontakty i w ten sposób zdobywam fotografie.
Wiem, obawiasz się odmów, bo traktujesz je jako porażkę. Błąd. Musisz przyjąć, że porażkę ponosi ten, kto odmawia, a nie Ty. To on traci szansę stania się jednym z bohaterów Twojej opowieści. Ty znajdziesz sobie inną twarz. Może nawet ciekawszą? Uświadom sobie, że ten, który odmawia Ci zgody na fotografowanie "jego osoby" najwyraźniej nie był tego wart. Pomyśl nad tym: chcesz sfotografować kogoś ciekawego nie tylko ze względu na jego powierzchowność, ale przede wszystkim na jego "wnętrze". Po co fotografować kogoś z nawet ciekawą twarzą, jeśli "w środku" nie jest wcale ciekawy? A czasami odstręczający? Dlatego ważna jest nawet krótka rozmowa poprzedzająca chwilę naciśnięcia guzika migawki, po której zorientujesz się, czy warto tego kogoś pytać o zgodę. Jeśli nawet się nie zgodzi, ale fajnie się z nim rozmawiało, to nawet nie odczujesz odmowy jako porażki.
Często mi się zdarza, że ktoś zrazu kategorycznie odmawia, ale nie kończy rozmowy, nie odwraca się. Ciągnie rozmowę, a ludzie starsi najczęściej zaczynają opowiadać o sobie, o swoich przeżyciach, dawnej pracy lub dzieciach (wnukach). Wtedy wystarczy wykazać im zainteresowanie, powiedzieć coś w temacie lub o sobie i przychodzi taki moment (trzeba wyczuć kiedy), że pytam jeszcze raz, czy mogę zrobić zdjęcie i już jest zgoda. Dlaczego? Bo nie jesteśmy już sobie obcy, nawiązaliśmy nić porozumienia i po tym co zostało powiedziane, tamtej osobie nie wypada odmówić. Odmowy należą do wyjątków.
Oczywiście był czas kiedy fotografowanie w sposób podchwycony było dla mnie jak narkotyk, wyjść na ulicę i zapomnieć aparatu to była tragedia, dzień zmarnowany. Przeszło. Kiedy oddał ducha drugi Mju, biorę "normalny" aparat, z którym nie mogę się nigdzie ukryć, ani schować go w dłoni by pstrykać z "przyczajki". I fotografuję już inaczej, spokojniej, kiedy trzeba pytam (kiedy nie trzeba nie pytam) i sprawia mi to o wiele większą satysfakcję, bo nie czuję się jak złodziej.
[ Dodano: Nie 20 Paź, 2013 ]
m6nj pisze:dochodze do wniosku że czasem warto, nawet kosztem pewnej sztuczności pozwolić człowiekowi na pełną kontrolę swojego wizerunku (subiekywnie oczywiście) bo tak naprawdę kontrole ma fotograf.. bo to on tworzy kontekst.. T
Co rozumiesz przez sztuczność? Niektórzy portreciści twierdzą, że podczas sesji z nowym człowiekiem do pierwszych 30 zdjęć nie warto nawet zakładać filmu do aparatu, bo w tym czasie pozujący jest sztuczny, przybiera pozy, stroi miny i gra kogoś innego. Dopiero po tym czasie, kiedy jest nieco zmęczony, ale i "otrzaskany" z aparatem i całą sytuacją, wychodzą zdjęcia prawdziwe. Na ulicy, czy w takich sytuacjach, jak pokazane w filmie, jest to niemożliwe. Nikt się nie zgodzi na tak długą sesję. Tu trzeba ludziom pozwolić przybrać taką pozę, taki wyraz twarzy jaki uważają dla siebie za najbardziej stosowny. To w końcu oni się wygłupiają, nie fotograf. Popatrz na zdjęcia Diane Arbus. Ona pozwalała na to fotografowanym, nie ingerowała - głowa w lewo, oczy w prawo, uśmiech itd. Co najwyżej wybierała jedno zdjęcie spośród wielu. To, jaką pozę i minę przyjmują fotografowani równie dobrze ich charakteryzuje jak wielogodzinna sesja z dziesiątkami ujęć. Przynajmniej takie jest moje zdanie. A w ogóle, to spotykając człowieka pierwszy raz w życiu, skąd możesz wiedzieć jaka jest jego prawdziwa twarz, wyraz, poza? Bo o takim spontanicznym fotografowaniu przecież mówimy.
Co do kontekstu: myślę, że właśnie tego ludzie się obawiają.
Kiedyś na kinderbalu mojej córki zrobiłem kilka zdjęć matce koleżanki mojej córki. Obruszyła się i krygując się wyraziła obawę, że nie chciałaby zobaczyć w Internecie swojej twarzy doklejonej do jakiegoś "gołego" zdjęcia. Odgryzłem się, że na to jest o 20 lat za późno. Aluzję zrozumiała, a co się będę szczypał? Ona mnie pierwsza obraziła.