Fotografia tradycyjna a możliwości technologii cyfrowej
: 24 sie 2009, 16:05
Dzień dobry. Temat, który poruszam częściowo był podejmowany na forum. Wiąże się on pewnie z jakąś teorią fotografii, czy filozofią fotografowania.
Ostatnio zacząłem zaprzątać sobie głowę pytaniem, po co robić zdjęcia 35mm aparatami analogowymi, skoro sprzęt cyfrowy daje lepsze możliwości (podobno – tak czytałem). Do fotografii wróciłem rok temu po 8. latach. Od razu zacząłem poszukiwania sprzętu i jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że na rynku nie ma nowych analogowych lustrzanek małoobrazkowych!!! Okazało się, że w czasie, kiedy byłem pochłonięty prozaicznymi sprawami dnia codziennego, doszło do rewolucji w technologii fotograficznej i w samej fotografii również. (Na szczęście horror photographicus mija powoli, bo ostatnio Nikon wypuścił na rynek lustrzankę analogową, a Canon wciąż sprzedaje EOS-a 1, choć chyba zapasy się kurczą. To jednak jaskółka (albo jaskółki) zwiastująca/e, że wielcy wycofują się z wycofania się z produkcji analogów). Wygrzebałem swojego EOS-a 50e. Dokupiłem też używanego AE1 P z trzema stałkami (jakoś zawsze preferowałem obiektywy stałoogniskowe) oraz Yashikę A do średniego formatu (genialny aparat do nauki fotografowania, bo w pełni mechaniczny). Oprócz tego skompletowałem ciemnię. Teraz zastanawiam się, na ile moje podejście do robienia zdjęć jest racjonalne, skoro jakość obrazu cyfrowego wydaje się być często lepsza (przynajmniej w formacie małego obrazka), niż jakość obrazu analogowego. Oczywiście można się tu spierać, ale różnice nie są aż tak zauważalne, żeby jednoznacznie opowiedzieć się przeciw cyfrze. Najważniejszym pytaniem, jest pytanie o to, jaki cel przyświeca fotografującemu. Dla mnie jest to uzyskanie jak najlepszego zdjęcia (zarówno od strony technicznej, jak i kompozycyjnej). Realizacja takiego celu możliwa jest wówczas, kiedy fotografujący świadom jest tego, co chce pokazać (wyrazić?) za pomocą wykonanego zdjęcia. To sprawia, że w fotografii, po stronie fotografującego, powinno być jak najmniej przypadkowości. Inaczej mówiąc: trza myśleć, co i jak się chce przedstawić. I tu pewna historia. Ostatnio jechałem metrem. Do pociągu wsiadł gość z cyfrowym EOS-em 5D (wypasiony sprzęt). Ustawił się koło mnie na końcu wagonu i strzelił ludziom w tymże wagonie około 60. zdjęć, zmieniając zapewne za każdym razem nieco ekspozycję. To przykład pstrykactwa. Myślę, że jego istotą jest naciskanie spustu migawki, a potem wybieranie tego, co wyszło (samo!!!) najlepiej. Nie ma w tym żadnego zamysłu, a jedynie przypadkowość. Rzecz ma się zatem zupełnie inaczej niż u fotografującego analogowo. Uświadomiłem sobie przy tej okazji, że nie liczy się dla mnie tylko efekt końcowy, jakim jest zdjęcie, ale również umiejętność zrobienia tego zdjęcia. Stąd prawdopodobnie moje „obrzydzenie” do klanu syfromaniaków. No, ale to kryterium podmiotowe, subiektywne. Dla odbiorcy nie ma znaczenia, jaka była droga od wzięcia do ręki aparatu do wykonania ostatecznej odbitki. Przypadkowe zdjęcie i jego obróbka w Photoshopie może mieć dla niego dużo lepszy efekt końcowy, niż niejedno przemyślane zdjęcie analogowe. Wszystko to nie jest jednak argumentem przeciwko cyfrze, ale przeciwko pewnemu podejściu do fotografii, który jest generowany przez możliwości aparatów cyfrowych.
Oprócz tego istnieje możliwość cyfrowej obróbki obrazu uzyskanego z negatywu (skanowanie+wydruk). To alternatywa dla tradycyjnej ciemni. Dlaczego moczyć się w chemii, w ciemnościach męczyć wzrok, skoro można do podobnych rezultatów dojść na drodze obróbki cyfrowej (oczywiście tradycyjna ciemnia posiada swoją magię, ale ta magia nie jest celem fotorafii). Czy wiecie może jakie są różnice w jakości odbitek przy zastosowaniu obydwu technik: tradycyjnej i cyfrowej (operując na skanach negatywów). Poza tym przeczytałem w jednej z książek z serii „Szkoła fotografowania National Geographic” tej, która poświęcona jest fotografii czarno-białej, że konwertuje się wykonane na kliszach zdjęcia barwne do czerni i bieli. Podobno daje to bardzo dobre rezultaty, a nie trzeba rezygnować z koloru. Wszystko to w zasadzie nie daje mi spokoju, bo racjonalne postępowanie, to takie, które pozwala na jak najlepszą realizację stawianych sobie celów. A technologia cyfrowa daje jednak spore możliwości. Głównie interesuje mnie praca nad zeskanowanymi kliszami. Jakie są zalety, a jakie wady drukowania etc.
Chętnie wysłucham Waszych opinii.
(trochę to wyszedł może przydługi post)
Ostatnio zacząłem zaprzątać sobie głowę pytaniem, po co robić zdjęcia 35mm aparatami analogowymi, skoro sprzęt cyfrowy daje lepsze możliwości (podobno – tak czytałem). Do fotografii wróciłem rok temu po 8. latach. Od razu zacząłem poszukiwania sprzętu i jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że na rynku nie ma nowych analogowych lustrzanek małoobrazkowych!!! Okazało się, że w czasie, kiedy byłem pochłonięty prozaicznymi sprawami dnia codziennego, doszło do rewolucji w technologii fotograficznej i w samej fotografii również. (Na szczęście horror photographicus mija powoli, bo ostatnio Nikon wypuścił na rynek lustrzankę analogową, a Canon wciąż sprzedaje EOS-a 1, choć chyba zapasy się kurczą. To jednak jaskółka (albo jaskółki) zwiastująca/e, że wielcy wycofują się z wycofania się z produkcji analogów). Wygrzebałem swojego EOS-a 50e. Dokupiłem też używanego AE1 P z trzema stałkami (jakoś zawsze preferowałem obiektywy stałoogniskowe) oraz Yashikę A do średniego formatu (genialny aparat do nauki fotografowania, bo w pełni mechaniczny). Oprócz tego skompletowałem ciemnię. Teraz zastanawiam się, na ile moje podejście do robienia zdjęć jest racjonalne, skoro jakość obrazu cyfrowego wydaje się być często lepsza (przynajmniej w formacie małego obrazka), niż jakość obrazu analogowego. Oczywiście można się tu spierać, ale różnice nie są aż tak zauważalne, żeby jednoznacznie opowiedzieć się przeciw cyfrze. Najważniejszym pytaniem, jest pytanie o to, jaki cel przyświeca fotografującemu. Dla mnie jest to uzyskanie jak najlepszego zdjęcia (zarówno od strony technicznej, jak i kompozycyjnej). Realizacja takiego celu możliwa jest wówczas, kiedy fotografujący świadom jest tego, co chce pokazać (wyrazić?) za pomocą wykonanego zdjęcia. To sprawia, że w fotografii, po stronie fotografującego, powinno być jak najmniej przypadkowości. Inaczej mówiąc: trza myśleć, co i jak się chce przedstawić. I tu pewna historia. Ostatnio jechałem metrem. Do pociągu wsiadł gość z cyfrowym EOS-em 5D (wypasiony sprzęt). Ustawił się koło mnie na końcu wagonu i strzelił ludziom w tymże wagonie około 60. zdjęć, zmieniając zapewne za każdym razem nieco ekspozycję. To przykład pstrykactwa. Myślę, że jego istotą jest naciskanie spustu migawki, a potem wybieranie tego, co wyszło (samo!!!) najlepiej. Nie ma w tym żadnego zamysłu, a jedynie przypadkowość. Rzecz ma się zatem zupełnie inaczej niż u fotografującego analogowo. Uświadomiłem sobie przy tej okazji, że nie liczy się dla mnie tylko efekt końcowy, jakim jest zdjęcie, ale również umiejętność zrobienia tego zdjęcia. Stąd prawdopodobnie moje „obrzydzenie” do klanu syfromaniaków. No, ale to kryterium podmiotowe, subiektywne. Dla odbiorcy nie ma znaczenia, jaka była droga od wzięcia do ręki aparatu do wykonania ostatecznej odbitki. Przypadkowe zdjęcie i jego obróbka w Photoshopie może mieć dla niego dużo lepszy efekt końcowy, niż niejedno przemyślane zdjęcie analogowe. Wszystko to nie jest jednak argumentem przeciwko cyfrze, ale przeciwko pewnemu podejściu do fotografii, który jest generowany przez możliwości aparatów cyfrowych.
Oprócz tego istnieje możliwość cyfrowej obróbki obrazu uzyskanego z negatywu (skanowanie+wydruk). To alternatywa dla tradycyjnej ciemni. Dlaczego moczyć się w chemii, w ciemnościach męczyć wzrok, skoro można do podobnych rezultatów dojść na drodze obróbki cyfrowej (oczywiście tradycyjna ciemnia posiada swoją magię, ale ta magia nie jest celem fotorafii). Czy wiecie może jakie są różnice w jakości odbitek przy zastosowaniu obydwu technik: tradycyjnej i cyfrowej (operując na skanach negatywów). Poza tym przeczytałem w jednej z książek z serii „Szkoła fotografowania National Geographic” tej, która poświęcona jest fotografii czarno-białej, że konwertuje się wykonane na kliszach zdjęcia barwne do czerni i bieli. Podobno daje to bardzo dobre rezultaty, a nie trzeba rezygnować z koloru. Wszystko to w zasadzie nie daje mi spokoju, bo racjonalne postępowanie, to takie, które pozwala na jak najlepszą realizację stawianych sobie celów. A technologia cyfrowa daje jednak spore możliwości. Głównie interesuje mnie praca nad zeskanowanymi kliszami. Jakie są zalety, a jakie wady drukowania etc.
Chętnie wysłucham Waszych opinii.
(trochę to wyszedł może przydługi post)