m6nj to w Lublinie taka wieś? Zawsze myślałem, że w miejscowościach turystycznych ludzie są przyzwyczajeni do aparatu. Niestety, taka talibańska jest nasza rzeczywistość, jakże odmienne od tego, co opisał
radekone. Ja również miałem kilka poważnie wyglądających scysji, podobnych to tego, co opisałeś. I powiadam ci: tylko i wyłącznie spokój. Zawołanie "po co pan robi te zdjęcia" kwituję krótkim :bo lubię. Raz pacjent leciał z pianą na pysku i łapami jak wiatrak. Wykrzyczał się, spuścił parę (też krzyczał coś, że nie wolno) a wtedy spokojnie odpowiedziałem, że jednak wolno mi. Inny chciał mi potłuc "ten aparacik" bo sfotografowałem jego "firmę" (czytaj: stragan na targu). Najpierw przyjrzałem mu się dokładnie (takie obejrzenie od stóp do czubka głowy) i odpowiedziałem "spróbuj". Z kolei on popatrzył na mnie i zawinął na pięcie (mam 185 cm i ok. 115 kg żywej wagi

). Innym razem gonili mnie nawet samochodem - ojciec z synem. Jak się okazało, sfotografowałem ich działkę od zaplecza. Doskoczyli do mnie, ale bez łap, syn nagrywał rozmowę telefonem, stary judził: chce pan kupić tę działkę? A chce pan sprzedać? Dlaczego pan fotografował? Wie pan, zajmuję się trochę fotografią artystyczną. A co tam było takiego artystycznego? Dla pana może nic. To ja teraz panu zrobię zdjęcie. A proszę bardzo, en face, czy z profilu (tu przybrałem odpowiednie pozy). Zdjęcia mi zrobili, ale byli wyraźnie zbici z tropu moim spokojem. Pewnie uznali, że "byłem w prawie".
Sytuacje są naprawdę różne, niektóre są w stanie doprowadzić człowieka do szału, ale najważniejsza jest kamienna twarz i spokój. Jak mówisz cicho, to tym samym zmuszasz tego drugiego do obniżenie głosu, jakbyś krzyczał, wzmagasz jego agresję. Nie uciekaj, nigdy. Leci do ciebie, poczekaj na niego, i poczekaj aż pierwszy odejdzie. Straszy Policją, uciesz się, dobrze, niech policjant wyjaśni sytuację.
Aparatu nie staraj się ukrywać, jak możesz noś go dumnie na wierzchu. Nie czaj się jak myśliwy na zwierzynę, ale przedtem zastanów się, czy zdjęcie, które chcesz akurat zrobić warte jest ewentualnej pyskówki.
Zdarza się, że kiedy ja robię zdjęcia, moja żona orbituje gdzieś w pobliży (targowiska, ulice, sklepy) i potem mi opowiada czego się nasłuchała. Byłem już brany za tajniaka, za faceta z Sanepidu, z urzędu skarbowego, z telewizji (to akurat nie takie straszne), pismaka, za pomylonego, tylko za szpiega jeszcze nie. Początkowo była przerażona stanem umysłowym naszego przypadkowego społeczeństwa, ale chyba już jej przeszło.
Jak wcześniej napisałem, odchodzę coraz bardziej od takiej typowej fotografii ulicznej. Myślę, że czas ku temu najwyższy, bo kierunek zaczyna już gonić własny ogon. Skłaniam się albo w kierunku takiego fotografowania, jak opisał
radekone, albo takiego, jak T. Rolke. To również jest dokument, ale o wiele więcej w nim możliwości. No i spokojniej się to robi.