Linhof pisze:W FP4 spotkałem różnice czułości do 1 blendy.
Nie wierzę. 1/3 może bym uwierzył.*
Przy takiej różnicy sens traci cała zabawa ze światłomierzem.
Linhof pisze:Marian Schmidt mierzy wszystko punktowo i korzysta z pełnego systemu strefowego. Bogdan Konopka mierzy wszytsko rozkręcając światłomierz. Żaden nie pokazuje wszystkich swoich prac.
Czepiasz się. Dobrze wiesz o czym piszę.
Linhof pisze:A w przypadku pomiaru punktowego nie?
W znacznie mniejszym stopniu. Wręcz trzeba naprawdę słabo ogarniać zależności jakie występują w technice fotograficznej by mierząc punktowo popełnić błąd.
Jak pisałem wcześniej, stosowałem wszystkie metody pomiaru. Obecnie nie stosuję tylko pomiaru światła padającego, bo jest zbyt zawodny i zbyt polega na "oku miszcza". Kiedyś gdy robiłem o dwa rzędy wielkości więcej zdjęć, mogłem sobie na niego pozwolić. Ba były sytuacje, gdzie po prostu nie mierzyłem światła i też było dobrze.
Teraz gdy 10 kadrów w aparacie potrafi przeleżeć miesiąc, nie mogę sobie na to pozwolić. Po prostu wyszedłem z wprawy i żadne tupanie nóżką nie pomoże.
Prosty przykład. Sceny wykraczająca o 3 EV poza pojemność materiału zdjęciowego.
1. Najpierw trzeba wiedzieć że wykracza o te 3 EV.
a) pomiar padającego nic o tym nie powie - tyko oko miszcza.
b) wystarczy pomierzyć punktowo i niczyje oko nie jest potrzebne.
2. Już wiemy że wychodzi.
a) pomiar padającego nie pokaże co wychodzi i o ile - trzeba oka miszcza.
b) wystarczy zmierzyć punktowo.
3. Musimy wprowadzić korektę
a) Pomiar padającego umieści nam obiekt główny w przynależnej mu strefie (zależnie od tego jak mocno dobija światło, a cała reszta wyląduje tam gdzie wynika to z ich luminancji. I teraz na oko miszcza musimy ustalić o ile EV i w którą stronę przesuwać obiekty na krzywej, a przypominam, że ten pomiar nic nam nie powiedział o tym ile tego EV potrzeba i w którą stronę. Mało tego ciągle nie wiemy czy główny obiekt wyląduje w strefie IV czy może VI
b) Mierząc punktowo, wiemy w której strefie umieści go pomiar padającego, a my możemy go umieścić tam gzie chcemy. dzięki temu całość przesuwa się po krzywej, część elementów przesuwa się z czarnej dupy w użyteczne cienie, albo z wypalonych świateł w użyteczne światła, a w procesie kopiowania używamy odpowiedniej gradacji i ew. doświetlania/wysłaniania.
Wiemy już w momencie naciskania spustu migawki, jaki będzie potrzebny papier i nad czym trzeba będzie popracować. Mało tego będziemy wiedzieli, że odpowiednio manewrując doświetlaniem/wysłanianiem przesuniemy w przeciwnym kierunku.
Mierząc światło padające musimy polegać tylko na wyczuciu i albo się uda, albo nie. Wtedy jedynym ratunkiem jest AEB. Oczywiście to wszystko tyczy się negatywu. Przy slajdzie jest znacznie gorzej i błąd "oka miszcza"
- skutkuje zmarnowanym ujęciem.
Podsumowując. Bez oka miszcza w świetle padającym ani rusz, w świetle odbitym wydłużamy tylko całość operacji. Doświadczony fotograf po prostu szybciej pomierzy, bo będzie wiedział co mierzyć. Niedoświadczony będzie musiał wykonać znacznie więcej pomiarów, ale efekt ich pracy będzie bardzo podobny.
Przykład za moim oknem.
1. Padające. 1/15 5,6
2. Punktowe 1/15 4; 8; 32
Rozpiętość 7 EV i naświetlenie na cienie.
*Pomijam wynalazki Rollei.