Parę fotek do kupienia...

Informacje kulturalne z całego kraju

Moderatorzy: rbit9n, Jerzy, zladygin, Michał Kowalski

Awatar użytkownika
technik219
-#
Posty: 3353
Rejestracja: 13 lut 2011, 20:15
Lokalizacja: ze wsi

Parę fotek do kupienia...

Post autor: technik219 »

skpt pisze: 15 lis 2018, 08:32 Myślałem sobie jeszcze wczoraj nad tym do snu. Umiejętność przeprowadzenia analizy swoich wrażeń i emocji jest z pewnością elementem kultury osobistej. Brak tej kultury natomiast nie przesądza wg mnie o wartości odbioru, czy samym odbiorcy. Moim zdaniem łatwo wpaść w pułapkę analitycznego bełkotu. Wolę szczery błysk zachwytu w oku człowieka, który nie umie lub nie chce nazywać tego co przeżywa, niż mądre słowa pozbawione emocji. A o powyższym, perfidnie trafnym przykładzie nawet nie próbuję się podejmować rozmowy. Za cienki jestem.
Myślę, że (nie obraź się - nie chcę Cię obrazić, zdeprymować, czy cokolwiek w tym rodzaju) jesteś doskonałą ilustracją tego, o czym pisałem wyżej. Podczas wieloletniej edukacji na różnych szczeblach (nie wiem, podstawówka-liceum (technikum) studia, czy podstawówka-gimnazjum itd) nie wytworzono u Ciebie dostatecznej wrażliwości na sztukę. To złożony i delikatny proces pozwalający otworzyć adeptowi takiej nauki coś w rodzaju "trzeciego oka" z jednoczesnym przekierowaniem myślenia i procesów percepcji dzieła sztuki i sztuki jako takiej. Bardzo dobrze, że "powiedziałeś to Gombrowiczem". Bo i tam, i obecnie "nauczanie" o sztuce sprowadza się do tego samego: "Dlaczego zachwycają nas dzieła (wstawić nazwisko)? Bo (wstawić nazwisko) wielkim artystą był!". Dlatego człowiek opuszczający szkolne mury jest ślepy i głuchy na sztukę, w czasami wręcz nią gardzi. Czy myślisz, że ja opuszczałem liceum z innym stanem umysłu? Może to nie miejsce na zwierzenia, ale powiem Ci kiedy nastąpił u mnie moment przełomowy. To było wtedy, gdy po pierwszym roku studium policealnego zapragnąłem zdawać do łódzkiej filmówki. Tam przechodziło się rozmowę kwalifikacyjną, której tematem była historia sztuki. Przez rok wertowałem wszystko, od Arnheima, przez Estreichera po Tatarkiewicza. Tworzyłem wielopoziomowe wykresy, analizy pojęć od starożytności po współczesność i przede wszystkim oglądałem obrazki, mnóstwo obrazków, obrazów, porównywałem je, rozkładałem na czynniki pierwsze. To, uwierz mi na słowo, wciągnęło mnie razem z butami. I wtedy wszystko zaskoczyło na swoje miejsce. Bo podstawową rzeczą, którą musisz zrozumieć jest to, że nie można dzieła sztuki (obojętnie - wiersza, obrazu, rzeźby, filmu, performnce'a itd.) rozpatrywać wyłącznie w kategorii - co artysta chciał powiedzieć. Jeśli taka myśl świdruje Ci w głowie kiedy oglądasz dzieło (dziełko, cokolwiek) to za chińskiego boga nie dojdziesz do istoty rzeczy. Równie dobrze możesz się doszukiwać w nim matematycznych wzorów, praw fizyki jądrowej i czego tam jeszcze. Ale tak kształci nasz szkoła, że na wszystko ma być wzór, że wszystko da się wyrazić w sposób matematycznie prosty, zmierzyć, zważyć, sklasyfikować. A jak coś wymyka się szablonom, to wtłacza do głów komunały, których użyłeś cytując Gombrowicza. Dlatego bez wkładu własnej pracy, bez zachęty, bez bodźca popychającego nas ku temu, nawet nie czujemy potrzeby osobistego zgłębienia tematu. Bo szkoła jaka jest skutecznie oducza nas myślenia i polegania na własnych wrażeniach/wzruszeniach. Mamy tylko w nocy o północy wiedzieć, że "Słowacki wielkim poetą był, dlatego nas wzrusza".
skpt pisze: 14 lis 2018, 22:32 Suchej nitki na nich nie zostawiłem, bo widziałem wtedy same abstrakcyjne, nie gadające do mnie maziaje.
Zapamiętałeś to zdarzenie, więc wydaje mi się, że ten robak jeszcze Cię gryzie. Cóż, młodzieńcza gorąca głowa ;-)
skpt pisze: 14 lis 2018, 22:32 Nie jestem przekonany, czy jakakolwiek serwowana masowo edukacja ma szansę to zmienić.
Nie "edukacja" bo ta polega na wtłaczaniu do głów schematów i gotowców. Ja mam raczej na myśli coś w rodzaju kontaktu "mistrz-uczeń". Zamiast podawania gotowych odpowiedzi zadawanie jeszcze więcej pytań i problemów, na które "uczeń" ma sam znaleźć odpowiedź. I to nawet nie odpowiedź dobrą czy złą, ale przede wszystkim własną.
Nomad pisze: 15 lis 2018, 00:06 ...kiedy sztuka bardziej figuratywna jeżeli nie jest dawna, jest równana z podłogą przez krytyków.
Krytyk to taka bestia, której się wydaje, że wie wszystko lepiej. Żeby nie "dublować" zacytuję fragment z "Odbiorca sztuki jako krytyk" Maria Gołaszewska, WL Kraków 1962:
"Krytyk pojawił się po to aby kształtować postawy odbiorców, oddziaływać wychowawczo, (...). Jednak krytyk, jak każdy odbiorca, pomimo swej profesjonalnej fachowości nie jest wolny od cech tego odbiorcy. Tak samo podlega emocjom, a będąc ich świadomym albo przecenia ich rolę, albo świadomie je odrzuca uważając je za szkodliwe dla właściwej percepcji dzieła. Krytyk, wreszcie, znając od podszewki wszelkie tajemnice warsztatowe twórcy może je w pewnym momencie przewartościować. Wszystko to sprawia, że nie jest on obiektywny". Autorka w dalszym wywodzie wskazuje na przewartościowanie roli krytyka, który zamiast selekcjonowania dzieł sztuki (w procesie swoistej "nadprodukcji" tych dzieł) zaczyna "urabiać" odbiorcę (zachęcam do lektury całości).

PS. Na egzaminy do filmówki nie pojechałem. Wystraszyłem się, że i tak nie mam szans. Ale tego, czego się podczas przygotowań nauczyłem, nie żałuję.
Lux mea lex
Awatar użytkownika
jac123
-#
Posty: 1712
Rejestracja: 11 maja 2008, 20:53
Lokalizacja: Polska

Parę fotek do kupienia...

Post autor: jac123 »

technik219 pisze: 14 lis 2018, 21:07
Jerzy pisze: 14 lis 2018, 15:34 Rynek fotografii w Polsce jest nikły
W Polsce rynek sztuki jest nikły. Nie ma odbiorców sztuki. Jak ludzie mają mieć pojęcie o sztuce (w sensie ogólnym, bo fotografia artystyczna to już kompletna nisza), kiedy nauka o sztuce w szkołach traktowana jest jak piąte koło u wozu? ...
Całkiem błędna diagnoza, a wyjaśnienie stanu rzeczy jest proste i dość oczywiste.
Rynek sztuki jest tam gdzie są pieniądze, a w Polsce pieniędzy przeciętny Kowalski ma tyle co kot napłakał. Jest taka skala Maslowa. Potrzeba samorealizacji (m.in. wiedzy i estetyki) znajduje się tam na samym szczycie. Jako społeczeństwo na razie zaspokajamy potrzeby niższego rzędu. Druga przyczyna obecnego stanu rzeczy to II WŚ i wybicie naszej inteligencji i klasy średniej, która była mecenasem sztuki. No i okres komunizmu po II WŚ. Dziwisz się że np. pomniki to realizm / socrealizm, a niby co ma być, jak przez dziesięciolecia tylko taka "sztuka" była uznawana i tolerowana, a teraz oglądamy tego efekty. Aby to zmienić trzeba kilku pokoleń, które również się wzbogacą materialnie.
Nomad
-#
Posty: 1069
Rejestracja: 14 sie 2015, 22:28
Lokalizacja: Kraków

Parę fotek do kupienia...

Post autor: Nomad »

jac123 pisze: 16 lis 2018, 00:30 Druga przyczyna obecnego stanu rzeczy to II WŚ i wybicie naszej inteligencji i klasy średniej, która była mecenasem sztuki. No i okres komunizmu po II WŚ. Dziwisz się że np. pomniki to realizm / socrealizm, a niby co ma być, jak przez dziesięciolecia tylko taka "sztuka" była uznawana i tolerowana, a teraz oglądamy tego efekty. Aby to zmienić trzeba kilku pokoleń, które również się wzbogacą materialnie.
Inteligencję i klasę średnią przedwojnia szybko i skutecznie zastąpili ludzie z awansu społecznego.
Nowa inteligencja i nowa klasa średnia. Niestety, po 89 skutecznie spauperyzowane na korzyść nowego drobnomieszczaństwa.


Socrealizm zdechł po 56 roku, i nasze sztuki plastyczne nie mają się czego wstydzić. Sam wybieram się obfocić jutro, jeżeli światło dopisze, co najmniej jeden pomnik z lat wczesnych siedemdziesiątych, zanim go zdekomunizują.
Dominujący realizm/socrealizm w pomnikach to nie jest skutek epoki PRL, tylko właśnie jego zaprzeczenie.
skpt
-#
Posty: 662
Rejestracja: 17 kwie 2018, 10:17
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Parę fotek do kupienia...

Post autor: skpt »

technik219 pisze: 15 lis 2018, 22:04 ...(nie obraź się...) jesteś doskonałą ilustracją tego, o czym pisałem wyżej. Podczas wieloletniej edukacji na różnych szczeblach (nie wiem, podstawówka-liceum (technikum) studia, czy podstawówka-gimnazjum itd) nie wytworzono u Ciebie dostatecznej wrażliwości na sztukę.
O obrażaniu nie ma mowy. Nie napisałeś przecież nic wulgarnego ani napastliwego, a nadto sformułowałeś szczery sąd. Szczerość w sądach o innych to towar deficytowy. Trzeba się nim cieszyć, a nie złościć. Wejdę jednak w polemikę dotyczącą twierdzeń.
To co napisałeś czytam jako dwa twierdzenia:
a) nie wykształciła się we mnie wrażliwość na sztukę,
b) przyczyną tego stanu rzeczy jest wadliwy system edukacji.
Z twierdzeniem a) nie będę polemizować. Jest bardzo prawdopodobne, że masz rację. Muszę jednak oprotestować twierdzenie b). W tym celu niestety też muszę się trochę "pozwierzać". Otóż z całkiem przeciętnej podstawówki, takiej typowej tysiąclatki, trafiłem do całkiem nieprzeciętnego liceum. W tym liceum przedmioty ścisłe były serwowane przez wykładowców akademickich, co samo w sobie było już brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, geografowie włóczyli ze sobą chętnych po świecie (Indie i inne zakątki świata), ale najciekawszą przygodę mieliśmy z humanistami. Rodzice notorycznie skarżyli się na polonistę, że nie realizuje programu nauczania. Zamiast tego całe liceum przesiedzieliśmy w teatrach, bywało, że po niewidownianej stronie. Zjeździliśmy też kawał Polski robiąc, z punktu widzenia typowej szkoły, rzeczy zupełnie niesłychane. Siedzieliśmy nocną porą w Kuncewiczówce czytając i zawzięcie dyskutując. Gadaliśmy ze wspomnianym Hasiorem. Spotykaliśmy się z Barańczakiem. Siedzieliśmy Pod Baranami (gdzieś tam w albumach są fotki za kulisami z Bajorem, Turnauem, itp.). Jakby tego było mało, religii uczył nas ksiądz, który potrafił doprowadzić do tego, że siedzieliśmy w nocy w kryptach na Wawelu, wchodziliśmy do klauzurowych klasztorów. Bywaliśmy w miejscach dość trudno dostępnych. Człowiek ten miał przekrojową wiedzę o historii i kulturze polskiej. Te wszystkie zetknięcia z miejscami ciekawymi były przesycone opowieściami nauczycieli, ale najsilniejszy akcent był położony na to, żebyśmy to my dyskutowali, pytali, bawili się słowem. Jakby i tego było mało, wychowawcą klasy był człowiek zakochany w historii Chorzowa, który zresztą wydał przewodnik po tym mieście i przy każdej okazji pokazywał nam konteksty historyczne dla współczesnych zjawisk na śląskiej ziemi. To były cztery lata szaleństwa poznawczego, tak skonstruowanego, że praktycznie nie dało się nie być uczestnikiem. Jakby tego wszystkiego było mało, moja lepsza połowa, z którą razem kończyliśmy to liceum, jest z wykształcenia... kulturoznawcą. Choć ja akurat kończyłem kierunki mocno "ściśnięte", na technicznych uczelniach, to studenckie lata spędziłem bywając w katowickim Gugalandrze na projekcjach filmoznawców, które też kończyły się potem późnonocnymi dyskusjami. Wspomniany Tatarkiewicz to nie jest dla mnie zupełna terra incognita ;)
Jeszcze może jako obronę przed zarzutem, że opowiadam o przeszłości, której już nie ma, rzucę przykład świeży. Moje dziecko chodzi do ósmej klasy (ostatnia "reforma" zamieniła układ gimnazjum+liceum w tej szkole na podstawówka + liceum) w dobrej podstawówce, którą sobie pieczołowicie wybrało i zdało w ubiegłym roku egzaminy do 7-mej klasy, organizowane przez tę szkołę. Pytam chłopaka po powrocie ze szkolnego wypadu do Warszawy, co tam robili. A on: "A byliśmy u Zanussiego w domu, pokazywał nam przedpremierowo film i potem dyskutowaliśmy o nim"...
Podsumowując ten wątek: Moim zdaniem mamy dobre szkoły, z mądrymi ludźmi u ich sterów i mądrą kadrą. Jest tych szkół mało, są solidnie obłożone, ale dla chcących są dostępne. Nie sądzę, żeby na świecie, poza Polską było radykalnie inaczej. Poziom szkół różni się pewnie znacznie, a w konsekwencji różni się ich obłożenie i trudność w dostaniu się do nich. Różni się też radykalnie impakt jaki mają na człowieka. Nie sądzę, żeby podstawa programowa miała jakiś głębszy wpływ na ten impakt. Liczą się nauczyciele. Ci są albo dobrzy, albo źli. Jestem się skłonny zgodzić, że w większości szkół nauczyciele są byle jacy. Ale czy to gdziekolwiek jest inaczej? Wątpię.

I tu dochodzimy do sedna polemiki.
Po pierwsze:
Moim zdaniem, statystycznie to nie szkoła jest początkiem kształtowania tej wrażliwości, o której piszesz. W większości przypadków za jej kreację lub brak odpowiedzialni są rodzice. Przecież taki dzieciak, w wieku podstawówkowym nie ma świadomości co chce w życiu robić. Gdzie znajdzie tych dobrych nauczycieli, którzy go popchną do przodu. Nie zacznie sam chodzić do teatru, zwiedzać wystaw, szukać emocji we własnym kontakcie ze sztuką. Ktoś go musi najpierw popchnąć. Oczywiście, będzie pewien odsetek ludzi, którzy samoistnie przejdą metamorfozę, jaką piszesz, że przeżyłeś. Ale ilu takich będzie? To rodzic musi to dziecko popchnąć. Czy to do sztuki w ogóle, czy to do dobrej szkoły.

Po drugie:
Jeśli przyjąć, że trafne jest twierdzenie a), to oznacza to, że zdarzają się pacjenci skutecznie zaimpregnowani na (nawet bardzo dobrą) edukację w domenie sztuki. Pokusiłbym się o hipotezę że może ich być duży odsetek. Pokusiłbym się również o hipotezę, że wiek szkolny może być dla wielu ludzi zbyt późnym wiekiem, na wykształcenie zalążka tej wrażliwości, o której piszesz. To już jest stara dyskusja o tym co dla człowieka jest wrodzone, a co nabyte i który etap w tym nabywaniu najbardziej matrycuje.

Po trzecie:
Ja bym się tutaj zgodził ze spojrzeniem jac123, wskazującym jako przyczynę marnej kondycji wrażliwości na sztukę to, że jesteśmy krajem na dorobku. Ciężko jest myśleć o abstrakcjach, gdy człowiek po prostu jest wyczerpany odbijaniem się od dna. Trzeba mieć czas i środki na "fanaberie". Póki tych środków nie ma, to rodzice podchodzą do tematu sztuki jako do "zawracania głowy". I takie też widzenie świata wpajają (chcący lub niechcący) dzieciom. Mój dom taki był. Był to dom inżynierski. Ojciec zaczął prowadzić własną firmę, gdy tylko zmiana ustroju na to pozwoliła. Borykał się z milionem, niewyobrażalnych dla dzisiejszych drobnych przedsiębiorców, problemów. Nie było czasu na sen. Gdzie miała się zmieścić sztuka? Trzeba było chleb dla kilkunastoosobowej załogi pracowniczej znaleźć. Każdego miesiąca. Nie było kiedy spać, a co tu mówić o jakichś działaniach abstrakcyjnych, bez wymiernego efektu. Paradoksalnie, może właśnie przeklinane przeze mnie w życiu zawodowym pokolenie milenialsów ma szansę coś tu zmienić. A może nie? Zobaczymy.

Mam nadzieję, że nie znudziłem. Jeśli tak, to przepraszam. Ja straszny gaduła jestem. Trzeba krzyczeć na mnie, że paplam!
Ostatnio zmieniony 16 lis 2018, 09:22 przez skpt, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
jac123
-#
Posty: 1712
Rejestracja: 11 maja 2008, 20:53
Lokalizacja: Polska

Parę fotek do kupienia...

Post autor: jac123 »

Nomad pisze: 16 lis 2018, 00:41
jac123 pisze: 16 lis 2018, 00:30 Druga przyczyna obecnego stanu rzeczy to II WŚ i wybicie naszej inteligencji i klasy średniej, która była mecenasem sztuki. No i okres komunizmu po II WŚ. Dziwisz się że np. pomniki to realizm / socrealizm, a niby co ma być, jak przez dziesięciolecia tylko taka "sztuka" była uznawana i tolerowana, a teraz oglądamy tego efekty. Aby to zmienić trzeba kilku pokoleń, które również się wzbogacą materialnie.
Inteligencję i klasę średnią przedwojnia szybko i skutecznie zastąpili ludzie z awansu społecznego.
Nowa inteligencja i nowa klasa średnia. Niestety, po 89 skutecznie spauperyzowane na korzyść nowego drobnomieszczaństwa.
Nikt nikogo nie zastąpił po wojnie, bo to niemożliwe. Ludzie "z awansu społecznego" - mówiąc dzisiejszym językiem wykształciuchy, to nie jest żadna inteligencja , ani klasa średnia. Byli / są to najczęściej ludzie , którzy zasłużyli się władzy ludowej i z nią współpracowali, dzięki czemu mogli robić kariery lub się dorabiać, ale mówiąc wprost przed wojną to był plebs, nie mający wyższych aspiracji, a o sztuce wiedzący tyle kot napłakał. 89 rok nic nie zmienił, bo nie miał co zmieniać.
Nomad
-#
Posty: 1069
Rejestracja: 14 sie 2015, 22:28
Lokalizacja: Kraków

Parę fotek do kupienia...

Post autor: Nomad »

jac123 pisze: 16 lis 2018, 09:11
Nomad pisze: 16 lis 2018, 00:41
jac123 pisze: 16 lis 2018, 00:30 Druga przyczyna obecnego stanu rzeczy to II WŚ i wybicie naszej inteligencji i klasy średniej, która była mecenasem sztuki. No i okres komunizmu po II WŚ. Dziwisz się że np. pomniki to realizm / socrealizm, a niby co ma być, jak przez dziesięciolecia tylko taka "sztuka" była uznawana i tolerowana, a teraz oglądamy tego efekty. Aby to zmienić trzeba kilku pokoleń, które również się wzbogacą materialnie.
Inteligencję i klasę średnią przedwojnia szybko i skutecznie zastąpili ludzie z awansu społecznego.
Nowa inteligencja i nowa klasa średnia. Niestety, po 89 skutecznie spauperyzowane na korzyść nowego drobnomieszczaństwa.
Nikt nikogo nie zastąpił po wojnie, bo to niemożliwe. Ludzie "z awansu społecznego" - mówiąc dzisiejszym językiem wykształciuchy, to nie jest żadna inteligencja , ani klasa średnia. Byli / są to najczęściej ludzie , którzy zasłużyli się władzy ludowej i z nią współpracowali, dzięki czemu mogli robić kariery lub się dorabiać, ale mówiąc wprost przed wojną to był plebs, nie mający wyższych aspiracji, a o sztuce wiedzący tyle kot napłakał. 89 rok nic nie zmienił, bo nie miał co zmieniać.
Tych "wykształciuchów" nauczała przedwojenna kadra naukowa. Bo kto miałby to robić, a? POPi?
I te wykształciuchy robiły w nauce, kulturze, przemyśle. Robili to w warunkach panowania nienormalnego systemu, więc w wielu dziedzinach zwłaszcza technicznych, obstawialiśmy ogony normalnego świata, ale jeżeli chodzi o sztukę, nie mamy się czego wstydzić.
dzieci ludzi dla których jedynym znanym obrazem była Matka Boska i Droga Krzyżowa w wykonaniu skundlono-barokowym, kupowały albumy, czytały o malarstwie i innych takich, o ile oczywiście zdołali je zdobyć. pamiętam dzikie boje jakie toczyłem wraz z ojcem, by mieć w domu np komplet Jasienicy. Jak i to że ja sam za tej przebrzydłej komuny wielokrotnie więcej razy byłem w teatrze, niż w lunaparku. rzecz dziś nie do pomyślenia.
A po 89? A po 89 liczyła się już wyłącznie kasa, hajs, czy jak kto to nazwie. No i odrodziło nam się drobnomieszczaństwo, dulszczyzna w czystej postaci. Gdzie za szczytowe artyzmu osiągnięcie, robi Kossak, nieważne który, byle by był ułan i kuń.
Po jakimś czasie powstała też "nowa bohema". Parodia tej z początku ubiegłego wieku. Ale tego tematu rozwijał nie będę, bo mnie nerwy biorą.
Awatar użytkownika
4Rider
-#
Posty: 5997
Rejestracja: 19 kwie 2018, 12:34
Lokalizacja: Warmia
Kontakt:

Parę fotek do kupienia...

Post autor: 4Rider »

Wszyscy pisze: 16 lis 2018, 19:41
bla bla bla bla bla
a ja na to:

Hare Kryszna Jezus Żyje!
... porque las tribus condenadas a cien años de soledad ya no tienen una segunda oportunidad en la tierra.
galería -> https://www.flickr.com/photos/4rider <- fsociety -> yelp 2000 -> ∞ homo homini lupus est 🐺
Awatar użytkownika
jac123
-#
Posty: 1712
Rejestracja: 11 maja 2008, 20:53
Lokalizacja: Polska

Parę fotek do kupienia...

Post autor: jac123 »

Nomad pisze: 16 lis 2018, 19:41
jac123 pisze: 16 lis 2018, 09:11
Nomad pisze: 16 lis 2018, 00:41
Inteligencję i klasę średnią przedwojnia szybko i skutecznie zastąpili ludzie z awansu społecznego.
Nowa inteligencja i nowa klasa średnia. Niestety, po 89 skutecznie spauperyzowane na korzyść nowego drobnomieszczaństwa.
Nikt nikogo nie zastąpił po wojnie, bo to niemożliwe. Ludzie "z awansu społecznego" - mówiąc dzisiejszym językiem wykształciuchy, to nie jest żadna inteligencja , ani klasa średnia. Byli / są to najczęściej ludzie , którzy zasłużyli się władzy ludowej i z nią współpracowali, dzięki czemu mogli robić kariery lub się dorabiać, ale mówiąc wprost przed wojną to był plebs, nie mający wyższych aspiracji, a o sztuce wiedzący tyle kot napłakał. 89 rok nic nie zmienił, bo nie miał co zmieniać.
Tych "wykształciuchów" nauczała przedwojenna kadra naukowa. Bo kto miałby to robić, a? POPi?
...
Przedwojenna kadra naukowa została rozstrzelana (np. Intelligenzaktion), zgniła w obozach koncentracyjnych lub resztki uciekły na Zachód, a kto nie zdążył uciec to SB-cy już się nim skutecznie zajęli.
Chłopstwo i robotników na przyspieszonych kursach kilkumiesięcznych (np. dla sędziów) uczyli towarzysze zza wschodniej granicy lub choćby tacy co umieli chociaż pisać i czytać ale należeli do partii.
Awatar użytkownika
technik219
-#
Posty: 3353
Rejestracja: 13 lut 2011, 20:15
Lokalizacja: ze wsi

Parę fotek do kupienia...

Post autor: technik219 »

skpt pisze: 16 lis 2018, 09:08 Otóż z całkiem przeciętnej podstawówki, takiej typowej tysiąclatki, trafiłem do całkiem nieprzeciętnego liceum. W tym liceum przedmioty ścisłe były serwowane przez wykładowców akademickich, co samo w sobie było już brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, geografowie włóczyli ze sobą chętnych po świecie... itd
skpt pisze: 16 lis 2018, 09:08 W większości przypadków za jej kreację lub brak odpowiedzialni są rodzice.
jac123 pisze: 16 lis 2018, 21:47 Chłopstwo i robotników na przyspieszonych kursach kilkumiesięcznych (np. dla sędziów) uczyli towarzysze zza wschodniej granicy lub choćby tacy co umieli chociaż pisać i czytać ale należeli do partii.
Pier...lisz, za przeproszeniem. Tak było w pierwszych latach powojennych. Znam przypadek dalszego sąsiada, który w ten sposób a wiejskiego kowala awansował na dyrektora przedsiębiorstwa. Wszystko to skończyło się po 1956 roku. Na chwilę wróciło w 1968, ale tylko w odniesieniu do części kadry naukowej - tzw. marcowi docenci.
A na koniec ciekawostka znaleziona dzisiaj, potwierdzająca badania, o których czytałem jeszcze na początku lat 90-tych (zdjęcie).
Lux mea lex
Nomad
-#
Posty: 1069
Rejestracja: 14 sie 2015, 22:28
Lokalizacja: Kraków

Parę fotek do kupienia...

Post autor: Nomad »

jac123 pisze: 16 lis 2018, 21:47
Nomad pisze: 16 lis 2018, 19:41
jac123 pisze: 16 lis 2018, 09:11
Nikt nikogo nie zastąpił po wojnie, bo to niemożliwe. Ludzie "z awansu społecznego" - mówiąc dzisiejszym językiem wykształciuchy, to nie jest żadna inteligencja , ani klasa średnia. Byli / są to najczęściej ludzie , którzy zasłużyli się władzy ludowej i z nią współpracowali, dzięki czemu mogli robić kariery lub się dorabiać, ale mówiąc wprost przed wojną to był plebs, nie mający wyższych aspiracji, a o sztuce wiedzący tyle kot napłakał. 89 rok nic nie zmienił, bo nie miał co zmieniać.
Tych "wykształciuchów" nauczała przedwojenna kadra naukowa. Bo kto miałby to robić, a? POPi?
...
Przedwojenna kadra naukowa została rozstrzelana (np. Intelligenzaktion), zgniła w obozach koncentracyjnych lub resztki uciekły na Zachód, a kto nie zdążył uciec to SB-cy już się nim skutecznie zajęli.
Chłopstwo i robotników na przyspieszonych kursach kilkumiesięcznych (np. dla sędziów) uczyli towarzysze zza wschodniej granicy lub choćby tacy co umieli chociaż pisać i czytać ale należeli do partii.
Otóż nie cała przedwojenna inteligencja poszła do piachu, sporo jej ocalało. Tyle że w kraju gwałtownie się industrializującym, potrzeba jej było o kilka rzędów wielkości więcej, niż miała rolnicza z zaczątkami przemysłu II RP.
Dodatkowo, ta nowa inteligencja bardzo chciała dorównać tej starej, więc inżynier interesujący się malarstwem i poezją, czytający literaturę piękną i dzieła historyczne to nie był wyjątek, tylko norma ogólnopolska.
Awatar użytkownika
jac123
-#
Posty: 1712
Rejestracja: 11 maja 2008, 20:53
Lokalizacja: Polska

Parę fotek do kupienia...

Post autor: jac123 »

technik219 pisze: 16 lis 2018, 23:05
skpt pisze: 16 lis 2018, 09:08 Otóż z całkiem przeciętnej podstawówki, takiej typowej tysiąclatki, trafiłem do całkiem nieprzeciętnego liceum. W tym liceum przedmioty ścisłe były serwowane przez wykładowców akademickich, co samo w sobie było już brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, geografowie włóczyli ze sobą chętnych po świecie... itd
skpt pisze: 16 lis 2018, 09:08 W większości przypadków za jej kreację lub brak odpowiedzialni są rodzice.
jac123 pisze: 16 lis 2018, 21:47 Chłopstwo i robotników na przyspieszonych kursach kilkumiesięcznych (np. dla sędziów) uczyli towarzysze zza wschodniej granicy lub choćby tacy co umieli chociaż pisać i czytać ale należeli do partii.
Pier...lisz, za przeproszeniem. Tak było w pierwszych latach powojennych. Znam przypadek dalszego sąsiada, który w ten sposób a wiejskiego kowala awansował na dyrektora przedsiębiorstwa. Wszystko to skończyło się po 1956 roku. Na chwilę wróciło w 1968, ale tylko w odniesieniu do części kadry naukowej - tzw. marcowi docenci.
A na koniec ciekawostka znaleziona dzisiaj, potwierdzająca badania, o których czytałem jeszcze na początku lat 90-tych (zdjęcie).
Statystyki, średnie, mediany ...
Jest takie powiedzenie: statystyka to największa ku...a wśród nauk, zrobi wszystko co zechcesz ....
Ja zarabiam 10 tys. zł, ty 2 tys. zł, statystycznie każdy z nas zarabia 6 tys. zł. ... 8-)
sejmajnejm
-#
Posty: 343
Rejestracja: 21 paź 2011, 14:24
Lokalizacja: lodz

Parę fotek do kupienia...

Post autor: sejmajnejm »

Nomad pisze:Po pierwsze, duża część tzw sztuki nowoczesnej dziełem sztuki nie jest. bo dzieło sztuki ma przemawiać samo przez się, nie przez jakieś wydumane interpretacje. To najbardziej zniechęca do sztuki nowoczesnej. W dodatku powstaje dysonans, kiedy sztuka bardziej figuratywna jeżeli nie jest dawna, jest równana z podłogą przez krytyków. A dla publiczności taka sztuka jest po prostu przyjaźniejsza w odbiorze.
Pamiętam jak sam zostałem wysłany na deptak w Ciechocinku, z moją serią reliefów z Kieleckiego. Te same reliefy, przez osoby znające się na sztukach plastycznych całkiem nieźle, choć nie na technikach fotograficznych, były oceniane pozytywnie.
Śmiem twierdzić, że tego typu podejście można by zastosować do każdej dziedziny sztuki, np literatury, gdzie nie sposób zrozumieć powieści, poezję bez odpowiedniej wiedzy, która umożliwi zrozumienie i dostrzezenie różnorakich odniesień itd. Szkoła też często nie pomaga. Długi czas podejrzliwie patrzyłem na każdą książkę, w której nie było martyrologii lub innego zbawiania świata.

Na studiach technicznych moim promotorem był kierownik katedry grafiki ASP, co jest dość zaskakujące. Kiedyś z poszedłem z nim do łódzkiego Muzeum Sztuki współczesnej. Ja, jako prosty człowiek, nie byłem w stanie poradzić sobie z wieloma dziełami... natomiast mój promotor, o każdym opowiedział mi kilka zdań, o nurcie, o koncepcji i teorii. Pamiętam tę wycieczkę do tej pory. Żałuję, że nie mamy warsztatu, aby sztukę współczesną zrozumieć, bo jest to coś fascynującego, a wielowymiarowość może zaskakiwać.
Awatar użytkownika
4Rider
-#
Posty: 5997
Rejestracja: 19 kwie 2018, 12:34
Lokalizacja: Warmia
Kontakt:

Parę fotek do kupienia...

Post autor: 4Rider »

Jejciu komu chce się to czytać, prawie jak na AT :lol:
... porque las tribus condenadas a cien años de soledad ya no tienen una segunda oportunidad en la tierra.
galería -> https://www.flickr.com/photos/4rider <- fsociety -> yelp 2000 -> ∞ homo homini lupus est 🐺
Awatar użytkownika
rbit9n
-# jr admin
Posty: 5562
Rejestracja: 07 mar 2007, 21:18
Lokalizacja: Rajsze
Kontakt:

Parę fotek do kupienia...

Post autor: rbit9n »

brakuje tylko tow. taedy.
"Cítíte to? Cítíte to? Fenidon, synku. Nic jinýho na světě takhle nevoní. Zbožňuju vůni fenidonu po ránu."
Podplukovník William "Bill" Kilgore


zemsta toxycznego fotomutanta flickr
Awatar użytkownika
4Rider
-#
Posty: 5997
Rejestracja: 19 kwie 2018, 12:34
Lokalizacja: Warmia
Kontakt:

Parę fotek do kupienia...

Post autor: 4Rider »

rbit9n pisze: 18 lis 2018, 20:00 brakuje tylko tow. taedy.
oooo! - wyjąłeś mi to spod klawiatury.
... porque las tribus condenadas a cien años de soledad ya no tienen una segunda oportunidad en la tierra.
galería -> https://www.flickr.com/photos/4rider <- fsociety -> yelp 2000 -> ∞ homo homini lupus est 🐺
ODPOWIEDZ