Teschen to pewnie nie, ale nie dziwiłbym się, jakby czasem był z Tesina.
W zdobytym Wrocławiu było nadal kilkaset tysięcy Niemców. Podobnie było zresztą wszędzie na Ziemiach Odzyskanych. Ludzie mieszkali dosłownie wspólnie z tymi Niemcami, moja matka to na kwiaty mówiła w wieku przedszkolnym blumy, bo miała niemiecką niańkę i to było najzupełniej powszechne. Niemieccy fachowcy wręcz nie byli wypuszczani do Niemiec, bo byli potrzebni w miejscowych fabrykach. Ostatni zostali wysłani gdzieś w połowie lat 50, a i to mogę źle pamiętać, bo może to były nawet 60. Z kolei przyjeżdżający Polacy dostawali olbrzymiego kopa kulturowego w górę, bo nagle znajdowali się na terenie, gdzie były brukowane drogi, kolej, murowane domy we wsiach, wodociągi, prąd...
To było gwałtowne i szybkie, ale przenikanie, a nie nagłe ucięcie, wszyscy Niemcy znikają w śmierdzącym dymie i na puste miejsce przyjeżdżają Polacy. Niemieccy Ślązacy przekazali całkiem sporo swojej kultury Polakom i wbrew temu, co się ludziom spoza Śląska wydaje, jest tu ciągłość kulturowa, mimo że z dużym wybojem w roku 1945.