Ami 66
Moderatorzy: rbit9n, Jerzy, zladygin, Michał Kowalski
Ami 66
Macie rację obaj, Panowie. Dziś na siłę szuka się, albo kreuje dzieło sztuki. Ale dziś są wyjątkowo beznadziejne, lub zunifikowane czasy, bez własnej tożsamości. Samochody, aparaty fotograficzne, aprzęt RTV-AGD, wyglądają tak samo. Jeśli nie mają znaczka z logo, albo nie są opatrzone nazwą, nie sposób odróżnić producenta.
Kiedyś tak nie było. Produkty różniły się między sobą, a każdy producent miał biuro wzornictwa, które zatrudniało najlepszych ludzi by produkt cechował się wyglądem.
Tak samo aparaty fotograficzne. Dziś rozpoznanie marki aparatu nie jest możliwe jeśli nie jest opatrzone nazwą, a kiedyś rozpoznawaliśmy marki i modele już na podstawie wyglądu, kształtu. Bryły tych konstrukcji często też przykuwały uwagę niebanalnym wyglądem. Poza tym jakość materiału użytego w produkcji była też bardzo wysokiej jakości, dlatego otrzymywaliśmy aparat fotograficzny, w zasadzie na wieczność. Dziś tego nie ma. Nie będę dyskutował dlaczego, bo wiemy z jakich powodów tak się dzieje.
Temat o Ami.
Bardzo prosty polski aparat fotograficzny, o niebanalnym kształcie, pozwalający na powrót do przeszłości temu, kto chce nim zaeksperymentować. Mnie to bawi, i nie chodzi tu o jakieś dzieło sztuki, a tylko o to jak można widzieć świat współczesny okiem kamery sprzed półwiecza. Ciekawość. Nie sądzicie, że perfekcyjne, wycyzelowane zdjęcia z cyfry już czasami nużą? Ziarno, ułomność sprzętu dla Kowalskiego sprzed lat, niedopowiedzenia obrazka, też mają swój urok. Zresztą już ktoś o tym pisał parę postów poniżej.
Zauważcie, że są i tacy, którzy szukają starych filmów, niekiedy kilkadziesiąt lat po terminie, którzy są ciekawi jak to wyjdzie.
Stare kamery, filmy, błony, techniki są moim zdaniem nie po to by coś komuś udawadniać, ale po to by mieć z tego radość, by poczuć, że możemy dać coś od siebie: pracę, zaangażowanie, emocje.
To dlatego dzisiaj renesans mają odbiorniki lampowe, winyle, stare samochody, meble, wreszcie stare aparaty nie wyłączając kamery obscury. Te przedmioty dzięki temu, że musimy się „nimi zająć”, zaopiekować, dają nam radość, odskocznię. Wiadomo, to już nie wróci, ale zawsze znajdą się tacy zapaleńcy jak my, którzy daj Boże nie pozwolą aby nawet ta nisza niszy przestała istnieć.
Kiedyś tak nie było. Produkty różniły się między sobą, a każdy producent miał biuro wzornictwa, które zatrudniało najlepszych ludzi by produkt cechował się wyglądem.
Tak samo aparaty fotograficzne. Dziś rozpoznanie marki aparatu nie jest możliwe jeśli nie jest opatrzone nazwą, a kiedyś rozpoznawaliśmy marki i modele już na podstawie wyglądu, kształtu. Bryły tych konstrukcji często też przykuwały uwagę niebanalnym wyglądem. Poza tym jakość materiału użytego w produkcji była też bardzo wysokiej jakości, dlatego otrzymywaliśmy aparat fotograficzny, w zasadzie na wieczność. Dziś tego nie ma. Nie będę dyskutował dlaczego, bo wiemy z jakich powodów tak się dzieje.
Temat o Ami.
Bardzo prosty polski aparat fotograficzny, o niebanalnym kształcie, pozwalający na powrót do przeszłości temu, kto chce nim zaeksperymentować. Mnie to bawi, i nie chodzi tu o jakieś dzieło sztuki, a tylko o to jak można widzieć świat współczesny okiem kamery sprzed półwiecza. Ciekawość. Nie sądzicie, że perfekcyjne, wycyzelowane zdjęcia z cyfry już czasami nużą? Ziarno, ułomność sprzętu dla Kowalskiego sprzed lat, niedopowiedzenia obrazka, też mają swój urok. Zresztą już ktoś o tym pisał parę postów poniżej.
Zauważcie, że są i tacy, którzy szukają starych filmów, niekiedy kilkadziesiąt lat po terminie, którzy są ciekawi jak to wyjdzie.
Stare kamery, filmy, błony, techniki są moim zdaniem nie po to by coś komuś udawadniać, ale po to by mieć z tego radość, by poczuć, że możemy dać coś od siebie: pracę, zaangażowanie, emocje.
To dlatego dzisiaj renesans mają odbiorniki lampowe, winyle, stare samochody, meble, wreszcie stare aparaty nie wyłączając kamery obscury. Te przedmioty dzięki temu, że musimy się „nimi zająć”, zaopiekować, dają nam radość, odskocznię. Wiadomo, to już nie wróci, ale zawsze znajdą się tacy zapaleńcy jak my, którzy daj Boże nie pozwolą aby nawet ta nisza niszy przestała istnieć.
Ami 66
To prawie plagiat z jednego z moich ulubionych filmów - "Nie lubię poniedziałków".
Mechanik z POM-u (dla młodych - Państwowy Ośrodek Maszynowy - rolniczy, ma się rozumieć) z Sulęcina przyjeżdża do Warszawy
w "delegację" po części do kombajnu - o ile pamiętam chodzi o "dryblinki". W gospodarce niedoboru zdobycie ich o producenta
jest niemożliwe, za to po serii przypadków odkrywa cały ich zestaw na wystawie sztuki nowoczesnej w warszawskiej Zachęcie,
akurat w momencie, gdy krótko przed otwarciem wystawy kilku "znawców" komentuje z zachwytem kilka wałków stalowych
z wystającymi, zakrzywionymi ramionami z rolkami na końcach.
Co było dalej - kto widział film, ten wie, a kto nie widział - niech obejrzy. Warto, zresztą nie tylko dla tej sceny.
- Fotomechanik
- -#
- Posty: 68
- Rejestracja: 08 lis 2010, 09:12
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Ami 66
Po pierwsze, to nie dryblinki, tylko treblinki, a po drugie, to Pablo Picasso powiedział kiedyś, że wiele tzw "dzieł sztuki" stało się dziełami sztuki tylko dlatego, że jakiś kretyn umieścił je w galerii, albo w muzeum.
Ami 66
Przecież napisałem, że to "prawie " plagiat
.
Akurat ten film jest moim zdaniem dziełem artystycznym, mimo, a może właśnie także dzięki wielowątkowości.
Może to rzeczywiście kretyn umieścił go w TV, ale ja oglądam ten film przyjemnością - nie mordują, nie masakrują, nie gonią się samochodami, helikopterami czy samolotami, jak np. u Q. Tarantino...
Tak, jak nie czuję "Rejsu" , tak sceny i dialogi z "Nie lubię poniedziałków (poniedziałku?)" mógłbym cytować z pamięci
.
Pierwszy tekst to: "Szefie, kurka wodna, pojedzie pan do Maszynohurtu na Wolę?"
Pamiętacie Bogdana Łazukę z korbą rozruchową jako prowadnicą w szynie tramwajowej?

Akurat ten film jest moim zdaniem dziełem artystycznym, mimo, a może właśnie także dzięki wielowątkowości.
Może to rzeczywiście kretyn umieścił go w TV, ale ja oglądam ten film przyjemnością - nie mordują, nie masakrują, nie gonią się samochodami, helikopterami czy samolotami, jak np. u Q. Tarantino...
Tak, jak nie czuję "Rejsu" , tak sceny i dialogi z "Nie lubię poniedziałków (poniedziałku?)" mógłbym cytować z pamięci

Pierwszy tekst to: "Szefie, kurka wodna, pojedzie pan do Maszynohurtu na Wolę?"
Pamiętacie Bogdana Łazukę z korbą rozruchową jako prowadnicą w szynie tramwajowej?
- technik219
- -#
- Posty: 3353
- Rejestracja: 13 lut 2011, 20:15
- Lokalizacja: ze wsi
Ami 66
Myślę, że to objaw kryzysu sztuki. Bo pojęcie "sztuka" właściwie nie posiada definicji i każdy może je definiować jak chce. Na samym początku sztuka to było tworzenie według zasad (Władysław Tatarkiewicz - "Dzieje sześciu pojęć"): sztuką była matematyka, poezja - wszystko to, co dzisiaj nazywamy nauką i rzemiosłem. Taniec, teatr, i podobne dziedziny wchodziły w zakres "delirio" czyli "przeżycie" i nie były uważane za sztukę, a wręcz za jej przeciwieństwo. Grecy na określenie sztuki mieli słowo "techne" (brzmi znajomo, prawda?), które oznaczało umiejętność zrobienia jakiegoś przedmiotu a także umiejętność dowodzenia wojskiem, mierzenie pola, przekonywanie słuchaczy. Tak pojmowana "sztuka" dzieliła się na wyższą-wolną (umysłową) i niższą-pospolitą (fizyczną - tzn, taką, przy wykonywaniu której używało się siły fizycznej - np, rzeźbiarstwo).
W średniowieczu posługiwano się już łacińskim określeniem "ars" na określenie sztuki. Oprócz zmiany nazwy zmieniło się również samo pojęcie sztuki. Za sztukę uważane już były tylko poprzednie sztuki wolne: gramatyka, retoryka, logika, arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka (jednak w dzisiejszym znaczeniu muzykologii). Poezja stanowiła odrębną dziedzinę bliższą raczej filozofii.
W Odrodzeniu do sztuki dołączono poezję, oddzielono "sztukę" od rzemiosła i oddzielenie się dziedzin nauki. Ciekawostka: nie traktowano "sztuki" jako jedności - dzielono ją w zależności od tworzywa, jakim się posługiwała - w samej rzeźbie wydzielono aż 5 kategorii sztuk. W dalszym ciągu poszukiwano wspólnego mianownika łączącego sztukę i za taki uznano rysunek( nawet rzeźbiarz zanim przystąpił do pracy sporządzał rysunek, więc rzeźba jest "sztuką".
Jako łącznik wszystkich tych dziedzin uznano piękno. I tak trwało to do II połowy 17 wieku.
Pierwsza definicja sztuki wygłoszona przez F. Schillera brzmiała: Sztuka jest tym, co samo dla siebie stwarza prawo. I tak trwało to do roku 1900.
A po roku 1900 pozostały tylko hasła, bo już nikt nie wiedział jak zdefiniować sztukę. Spierano się (jak my tutaj) co decyduje o tym, że można konkretne dzieło zaliczyć do dzieł sztuki. Jedni twierdzili, że tym kryterium jest powaga i ideowość, inni, że myśl i wyraz, a jeszcze inni, ze indywidualizm i niekomercyjność. Według jednych "prawdziwie piękne jest to co nie służy do niczego", według innych "sztuka jest po to by budziła żarliwość duszy", według innych by "otwierała lot do nieba", a także, że "sztuka jest wizją Boga w przyrodzie".
Równie diametralnie zmieniało się pojęcie artysty: raz był on odtwórcą natury, bo twórcą mógł być tylko Bóg, a co On stworzył jest doskonałe i człowiek nie może się z Nim równać. Człowiek nie mógł tworzyć a tylko "robić". I tak dalej, i tak dalej...
Bardzo polecam Tatarkiewicza - genialnie wszystko wyłożył, czyta się go doskonale. Nie używa niezrozumiałych i wymyślnych określeń jak inni filozofowie. Wszystko lekko i z polotem. Niesamowita porcja wiedzy.
Ami 66
I kilka z moich ulubionych zdjęć, mimo że nieudane, i nie z Ami.
Odlecieliście Panowie
Mawiają, że ziarno też może być środkiem wyrazu.
"Efekt ziarnistości wykorzystywany jest również celowo w fotografii artystycznej"
Szum cyfrowy czy ziarno? Co jest przyjemniejsze dla oka?
Odlecieliście Panowie

Mawiają, że ziarno też może być środkiem wyrazu.
"Efekt ziarnistości wykorzystywany jest również celowo w fotografii artystycznej"
Szum cyfrowy czy ziarno? Co jest przyjemniejsze dla oka?
Ami 66
Tak mi się przypomniał pewien wieczór sprzed ponad 20 lat, spędzany w nieistniejącej Latarni Wagabundy w Woli Michowej, w Bieszczadach. Jedna z dziewczyn podchwytliwie pytała nas cóż to znaczy, że kobieta jest ładna. Było burzliwie. W końcu przywołała nas do porządku stwierdzając, że ładna = ład w sobie mająca = porządna. Zupełnie coś innego niż piękna. Całej tej, trwającej dłuższą chwilę, dyskusji przysłuchiwał się milcząco kolega. Widać było, że narasta w nim złość na te wszystkie mądrzenia się. Na koniec kolega ten nie wytrzymał i rzucił: „Ładna, to jest taka, od której nie odrzuca”. Moc argumentu uznaliśmy wszyscy (mimo iż parytet w gronie był silny) i poszliśmy spać. Ot filozofowanie… :)
- technik219
- -#
- Posty: 3353
- Rejestracja: 13 lut 2011, 20:15
- Lokalizacja: ze wsi
Ami 66
Brawo! Ale Ameryki nie odkryłeś... Jedna z współczesnych definicji sztuki, stworzona ad hoc przez bodajże Picassa (jeśli się mylę co do nazwiska proszę mnie poprawić. Duchamp? Warchol?) brzmi:
"Jeśli artysta zrobi dziurę w ścianie i zrobi to z pobudek artystycznych, to jest to dzieło sztuki". Najważniejszy jest tu warunek "z pobudek artystycznych". Czyli artysta sam ustala co jest dziełem sztuki, a co nie. Więcej! Artysta sam siebie mianuje artystą. Nie musi w tym celu stawać przed komisjami, nie musi czekać aż go artystą obwołają krytycy. Wstaje rano, pierdnie, przeciągnie się i mówi: od teraz jestem artystą. I jest.
Bo w sztuce współczesnej nie jest już ważne ani piękno, ani proporcje, ani zasady, ani nawet ideowość. Ważny jest sam proces tworzenia, bo już nie skończone dzieło. Jak bowiem mówić o "skończonym dziele" performance'u, happeningu itp? A przecież Performance i happening są dziedzinami sztuki.
To wszystko świadczy o pewnym kryzysie sztuki przejawiającym się przewartościowaniem dawnych pojęć i poglądów. Kończy się paleta tradycyjnych środków wyrazu i dotychczasowych znaczeń jak również chwytów technicznych. Wszystko co było możliwe do namalowania zostało namalowane, wszystko możliwe do sfotografowania zostało sfotografowane na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby, wszystkie znaczące kombinacje dźwięków zostały już wykorzystane. Sztuka w tradycyjnym, nawet tym nowoczesnym rozumieniu jako dostarczająca przeżyć emocjonalnych i estetycznych doszła do ściany. I albo tę ścianę przebije, albo się skończy. To wszystko, co obserwujemy obecnie to właśnie walenie przez artystów głowami w mur. Nikt nie wie czyja głowa się przebije i co jest za tym murem. A może nic nie ma?